Według GUS po ośmiu miesiącach br. wartość produkcji budowlano-montażowej w Polsce wzrosła o nieco ponad 10 proc. W kubaturówce (budownictwo ogólne) zanotowano 23-proc. wzrost. Mija nieco ponad rok, odkąd po covidowej zapaści wiosną 2020 r. indeks WIG-budownictwo wspiął się na poziom 4,5 tys. pkt, rosnąc w ciągu 18 miesięcy ponad 140 proc. Od jesieni ub.r. wykres przypomina sinusoidę, oscylując w korytarzu 3,5–4 tys. pkt. Blisko górnej granicy wartość indeksu była na początku sierpnia, by we wrześniu znów osiągnąć dołek. O perspektywy rynku zapytaliśmy ekspertów.
Szanse i wyzwania
Szymon Jungiewicz, ekspert tynku budowlanego w firmie PMR, mówi wprost, że trudno wskazać na optymistyczne czynniki, które miałyby sygnalizować, że branża będzie znów rosnąć. – Po kilku wzrostowych latach rynek czeka nieuchronne hamowanie, które już się zaczęło, szczególnie w mieszkaniówce. Prognozujemy spadki w ujęciu realnym zarówno w tym, jak i przyszłym roku. Pewnego rodzaju pocieszeniem może być fakt, że na dziś nie ma dużego prawdopodobieństwa załamania rynku – mówi Jungiewicz.
Po stronie kluczowych szans ekspert widzi potencjalne uruchomienie środków z Funduszu Odbudowy i realizację inwestycji zaplanowanych w KPO – ale biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi szefa PiS, prawdopodobieństwo szybkiej realizacji tego scenariusza jest niskie. Po drugie, wybory parlamentarne w przyszłym roku są argumentem wskazującym na relatywnie bezpieczny scenariusz rozwoju rynku infrastrukturalnego – rządzącym będzie zależeć szczególnie na kontynuacji realizowanych inwestycji. Po trzecie, spadek popytu na nowe mieszkania przy jednoczesnym wzroście stawek na rynku najmu i dwucyfrowej inflacji może złagodzić spadki w budownictwie deweloperskim: spółki mogą szybciej odmrozić nowe inwestycje, by być przygotowane na odbudowę popytu. Na dziś ten scenariusz to kwestia nie tego, ale przyszłego roku.
– Jeśli chodzi o największe zagrożenia, to są to przede wszystkim silna inflacja i zwyżki cen energii. Czynniki te sprawiają, że nawet w obliczu słabnącego popytu producenci materiałów budowlanych nie mają dużej przestrzeni do obniżania cen. Wysokie ceny materiałów grożą z kolei utratą płynności w firmach budowlanych. Spodziewane zwyżki cen energii i inflacja, która wymyka się spod kontroli, stają się coraz większą bolączką dla firm budowlanych – mówi Jungiewicz. – Kolejna kwestia to brak nowych przetargów w sektorze publicznym – postępowania finansowane nowymi środkami z bieżącego budżetu unijnego jeszcze nie ruszyły na dobre, brakuje pieniędzy z KPO, które mogłyby zamortyzować okres między perspektywami kolejnych budżetów unijnych.