Jaki obraz rynku pierwotnego wyłania się z waszych danych dotyczących sprzedaży mieszkań w sierpniu?
W sierpniu w siedmiu głównych miastach deweloperzy sprzedali około 2,5 tys. lokali, o 45 proc. mniej niż rok wcześniej. Tegoroczna średnia to 2,8 tys. wobec 4,5 tys. w 2021 r., można więc mówić o załamaniu sprzedaży. Co gorsza, nie wiemy, czy to już jest dołek, czy wciąż szukamy dna. Wiemy, że zakup na kredyt praktycznie zamiera i rynek jest podtrzymywany zakupami gotówkowymi, które mają 70–80 proc. udziału w transakcjach. Pytanie, czy zakupy gotówkowe zaczną się kurczyć, a jest to możliwe, bo wraz ze wzrostem stóp rośnie oprocentowanie depozytów czy obligacji skarbowych – inwestorzy z rynku mieszkaniowego mogą poszukiwać alternatywnych form lokowania kapitału.
Spadek popytu na kredyty mieszkaniowe i spadek sprzedaży mieszkań postępują od miesięcy. Produkcja lokali była bardzo długo na relatywnie wysokim poziomie, dopiero lipiec i sierpień przyniosły tąpnięcie – dziś deweloperzy budują mniej niż tuż po wybuchu pandemii. Coraz częściej słychać głosy, że ten paraliż rynku rozleje się także na inne branże...
5,2 tys. mieszkań w rozpoczętych budowach w Polsce to niezwykle niski poziom. Dla mnie był zaskoczeniem, spodziewałem się spadku do 7–8 tys. – i to już byłby bardzo słaby wynik. 5 tys. to pułap notowany bardzo dawno temu, co świadczy jak najgorzej o nastrojach. Ostatnie lata pokazują, że deweloperzy mają niesłychaną intuicję, jeżeli chodzi o aktywność inwestycyjną, np. po pandemii wydawało się, że może trochę przesadzają z produkcją – a okazało się, że mieli rację. Jeśli więc i tym razem się nie mylą w przewidywaniach i mocno tną inwestycje, to bardzo zły sygnał dla całej gospodarki. Budownictwo, szczególnie mieszkaniowe, jest kołem zamachowym gospodarki. Meble, sprzęt RTV/ AGD, materiały budowlane i wykończeniowe – to wszystko jest powiązane bezpośrednio z branżą. Wydaje się, że jeżeli produkcja mieszkań nie odbije relatywnie szybko, możemy oczekiwać rozwinięcia spowolnienia gospodarczego do pełnej recesji.