Na koniec czerwca wartość portfela zamówień grupy wynosiła 5,55 mld zł. Jak sami podkreślacie, jesteście drugim graczem na rynku drogowym i zlecenia takie stanowią ponad 80 proc. backlogu. Czy tak mocne stawianie na rynek drogowy to dobra strategia – zwłaszcza gdy słyszymy o wzroście cen materiałów, kłopotach z pracownikami czy waloryzacji, która działa tylko do pewnego stopnia?
Co prawda w portfelu zamówień roboty drogowe stanowią 70–80 proc., ale to kontrakty rozłożone na trzy–cztery lata, dlatego udział w przychodach to bardziej 60 proc. Projekty infrastrukturalne są dla nas priorytetem w najbliższych latach, w szczególności biorąc pod uwagę plany rządowe. W perspektywie dekady udział kontraktów infrastrukturalnych w naszych przychodach będzie wynosił 50–60 proc. Chcemy utrzymywać taki poziom, bo on daje stabilność.
Problemy z zatrudnieniem i materiałami zawsze występują, nie wszystkie materiały jednak zdrożały. Dziś największym wyzwaniem jest czynnik ludzki, potencjał kadrowy. Z drugiej strony Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie realizuje wszystkich założeń zgodnie z harmonogramami i to się trochę rozciąga.
Liczymy się z tym, że ceny już może nie spadną, ale pozostaną na takim wysokim poziomie, on jest jednak jeszcze do zaakceptowania przez firmy wykonawcze.