W przypadku Drozapolu stroną przejmującą jest prezes i wiodący akcjonariusz Wojciech Rybka. W tym roku ogłoszono już wezwanie po cenie 3,85 zł za akcję, a potem poszła w górę do 4,1 zł. Teraz trwa skup akcji – po takiej samej cenie. Ruszył 5 czerwca, potrwa do 14 czerwca. Dotyczy walorów stanowiących ponad 22 proc. kapitału i uprawniających do 15,63 proc. głosów. Kurs oscyluje wokół poziomu zaproponowanego przez spółkę. Podobnie w przypadku OEX, który wraz z grupą akcjonariuszy wezwał do sprzedaży 489 514 akcji, stanowiących 5,95 proc. głosów, po cenie 54 zł za sztukę. We wtorek kurs też sięgał 54 zł. Kapitalizacja OEX wynosi prawie 370 mln zł. Jeszcze wyższa, przekraczająca 0,4 mld zł, jest wycena Ovostaru. To spółka działająca w Ukrainie, ale zarejestrowana na Cyprze. Jej notowania na GPW od kilku tygodni utrzymują się na stosunkowo stabilnym poziomie około 70 zł. Tyle wynosi też oferta w wezwaniu ogłoszonym przez Prime One Capital wraz z innymi firmami. Wezwanie dotyczy 273 066 akcji, stanowiących 4,55 proc. głosów. Zapisy ruszyły 23 maja, potrwają do 24 czerwca. Giełdę opuścić chce też inna ukraińska (ale zarejestrowana w Luksemburgu) spółka – Kernel. Tam jednak sposób delistingu budzi duże kontrowersje. Akcjonariusze mniejszościowi dochodzą swoich praw przed sądem w Luksemburgu. W tym miesiącu odbędą się dwie rozprawy.
Roszady właścicielskie obserwujemy też w HM Invest, gdzie zapisy do sprzedaży w wezwaniu ogłoszonym przez Piotra Hofmana już się zakończyły. Oferował 48,5 zł za akcję (kurs wynosi ok. 48 zł).
Delistingi vs. IPO
WIG od prawie dwóch lat porusza się w trendzie wzrostowym, co powinno zniechęcać do ściągania spółek z giełdy. Ale decyzja o delistingu zależy od wielu czynników, a wycena niekoniecznie jest najważniejszym.
Eksperci podkreślają, że największym problemem już od kilku lat jest przeregulowanie i coraz większe koszty związane z notowaniem na GPW. Marcin Materna, szef działu analiz BM Banku Millennium, podkreśla, że gdy spółka pozyskała już kapitał i nowego nie zamierza w dającej się przewidzieć przyszłości (a dotyczy to większości firm), jej status spółki publicznej jest już trochę bezproduktywny.
– Z tego punktu widzenia, o ile tylko głównego akcjonariusza na to stać i cena jest dobra, to powinien – troszcząc się o własny zysk – zdjąć spółkę z giełdy. Szczęśliwie tak bogatych akcjonariuszy spółki giełdowe rzadko posiadają, a duża z nich część ma rozproszony akcjonariat, więc o ile nie pojawia się nowy akcjonariusz, który chciałby przejąć spółkę, o tyle dalej pozostają one notowane – mówi Materna. Dodaje, że w dobie globalizacji i dostępu do rynków światowych udział polskich spółek w portfelach będzie malał. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie regulacyjny przymus inwestowania na GPW przez OFE i PPK, które bez tego znacznie chętniej wychodziłyby za granicę w poszukiwaniu wyższych stóp zwrotu.