Wszystko wskazuje na to, że ten rok również okaże się rekordowy – i będzie to już siódmy taki rok z rzędu – pod względem skali handlu derywatami, tj. instrumentami pochodnymi, na warszawskiej giełdzie.
Handel na całego
Od stycznia do końca listopada wolumen obrotu wszystkimi seriami instrumentów sięgnął 14,4 mln sztuk, wobec 14,7 mln w całym 2010 r. Popularność kontraktów terminowych i opcji rośnie, a co ważniejsze dla samej GPW – dotyczy to nie tylko futures na WIG20. Te kontrakty zostały wprowadzone do obrotu jako pierwsze już w 1998 r. i szybko zdobyły uznanie inwestorów. Nadal zresztą cieszą się bardzo dużym powodzeniem – odpowiadają za 87,5 proc. całego wolumenu handlu derywatami w pierwszych 11 miesiącach?tego roku. Ale w 2010 r. było to aż 91,9 proc. Z tego wynika, że inwestorzy coraz częściej wykorzystują też inne instrumenty pochodne.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest jedna: derywaty pozwalają zarabiać nie tylko na wzrostach cen instrumentów bazowych (akcji, indeksów, walut, itd.), ale także na spadkach. Zarabiają ci, którzy trafnie przewidzą zmiany na rynku bazowym. Poza tym wbudowana w instrumenty pochodne dźwignia finansowa pozwala „mnożyć" zyski (ale też straty w złym scenariuszu). Początkowo inwestor wpłaca bowiem tylko depozyt zabezpieczający, który np. w przypadku futures na WIG20 sięga obecnie 7?proc. wartości kontraktu. Tymczasem zyski i straty inwestora są naliczane od całej tej wartości.
Władze GPW przypominają stale, że giełdowy parkiet to nie tylko akcje: można przecież zarabiać na wzrostach i spadkach cen różnych instrumentów bazowych. Podkreślają, że do tego właśnie służy rynek terminowy. Do tej pory derywaty kojarzyły się także ze spekulacją, czyli bardzo intensywnym handlem nastawionym na szybki zysk, w krótkim terminie. Z badań Options Industry Council wynika jednak, że nie do końca znajduje to potwierdzenie w faktach. 69?proc. inwestorów traktuje instrumenty pochodne jako szansę na wygenerowanie dodatkowych przychodów, 59 proc. – jako zabezpieczenie portfela, 54 proc. – jako zabezpieczenie już osiągniętych zysków (umożliwia to np. opcja sprzedaży), tylko 48 proc. wspomina o „czystej" spekulacji, w której zresztą – jak przypominają eksperci – też nie ma nic złego; przeciwnie, czyni ona rynek bardziej płynnym i atrakcyjnym.
Dobra opcja
Coraz większe zróżnicowanie w segmencie derywatów to m.in. efekt popularyzacji opcji na WIG20. Instrument ten, wprowadzony do obrotu we wrześniu 2003 r., przez wiele lat nie był doceniany przez inwestorów. Poprzedni rok i ten rok pokazują jednak, że bardziej skomplikowane instrumenty i strategie inwestycyjne mogą zyskać zwolenników. W okresie od stycznia do końca listopada wolumen transakcji opcjami wzrósł o 27 proc. w porównaniu z całym 2010 rokiem. Częściowo to efekt pojawienia się nowych animatorów (zwiększaniem płynności tych instrumentów poprzez wystawianie własnych?ofert z początkiem roku zajął się Raiffeisen CentroBank, nieco później Dom Maklerski IDMSA, UniCredit CAIB Poland oraz Dom Maklerski BOŚ), częściowo – coraz większej aktywności inwestorów instytucjonalnych. Dla nich opcje to element strategii arbitrażowych i zabezpieczających.