Rynki nie znają litości, a przekonać mogą się o tym za jakiś czas nie tylko Portugalczycy i Hiszpanie, ale również państwa, które od początku uczestniczyły w europejskiej integracji – Belgia i Włochy. Ekonomiści wskazują, że kryzys zadłużeniowy już się powoli wylewa poza kraje z peryferii strefy euro do centrum eurolandu.
Sytuację, grożącą dalszą eskalacją kryzysu, dobrze ilustrują dane z rynku CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed ryzykiem bankructwa dłużnika. Koszt CDS dla Belgii oscylował w ostatnich tygodniach między 200 pkt bazowych a 250 pkt bazowych. Jest więc dość niski w porównaniu np. z CDS Portugalii (460 pkt bazowych) i nie wskazuje na razie, by inwestorzy powszechnie się spodziewali, że Belgia może być niewypłacalna. W ciągu ostatniego kwartału minionego roku koszt belgijskich CDS wzrósł jednak aż o 71 proc., podczas gdy hiszpańskich o 51 proc., a portugalskich o 22 proc. Oznacza to, że Belgia jest coraz częściej wrzucana przez inwestorów do jednego worka z potencjalnymi bankrutami. To samo dotyczy Włoch. Koszt ich CDS zwiększył się w czwartym kwartale zeszłego roku o 23 proc.
[srodtytul]Rysy na marmurach[/srodtytul]
Dlaczego akurat Belgia zaczyna odczuwać rynkową presję? Między innymi dlatego, że jej dług publiczny, wynoszący na koniec 2010 r. 97,2 proc. PKB, jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej. W tej niechlubnej statystyce wyprzedzają ją tylko Grecja, Irlandia i Włochy. Sytuacja nie jest jednak szczególnie dramatyczna. Poziom długu publicznego był w minionych latach stosunkowo stabilny (wynosił średnio 96 proc. PKB w okresie 2000 r.–2009 r.). Belgijski deficyt finansów publicznych jest zaś niski jak na zachodnioeuropejską normę. W 2010 r. sięgnął prawdopodobnie jedynie 4,8 proc.
– Belgia, podobnie jak Włochy, pod względem finansów publicznych przypomina kraje z peryferii strefy euro, ale jeśli chodzi o tempo wzrostu PKB i strukturę gospodarki nie odbiega od pozostałych państw z centrum eurolandu. Na jej korzyść działa to, że w odróżnieniu od Irlandii czy Hiszpanii nie miała bańki na rynku nieruchomości, a obywatele chętnie oszczędzają pieniądze, kupując m.in. rządowy dług. Makroekonomia nie powinna więc dawać powodów do szczególnego niepokoju wobec Belgii – mówi „Parkietowi” Carsten Brzeski, ekonomista z brukselskiego oddziału banku ING.