Wojny walutowe nie istnieją

Rozmowa z Jimem O’Neillem, prezesem Goldman Sachs Asset Management

Aktualizacja: 27.02.2017 03:15 Publikacja: 05.02.2011 02:48

Jim O’Neill pracuje w banku inwestycyjnym Goldman Sachs od roku 1995. Przez niemal dekadę był jego g

Jim O’Neill pracuje w banku inwestycyjnym Goldman Sachs od roku 1995. Przez niemal dekadę był jego głównym ekonomistą i strategiem. We wrześniu 2010 r. został prezesem należącego do banku towarzystwa funduszy Goldman Sachs Asset Management. W 2001 r. opublikował artykuł, w którym po raz pierwszy użył terminu BRIC. Dziś jest to symbol szybkiego rozwoju rynków wschodzących.

Foto: Archiwum

[b]Jest pan znany jako autor akronimu BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny), określającego grupę najbardziej obiecujących rynków wschodzących? Czy również dziś umieściłby pan w tym koszyku te same kraje? Czy wszystkie z nich spełniły pana oczekiwania?[/b]

Definiuję państwo z grupy BRIC jako takie, którego obecny udział w światowym PKB jest na poziomie 3–5 proc. lub które może taki poziom osiągnąć w nadchodzących dziesięcioleciach. Państwa BRIC są najszybciej rozwijającymi się gospodarkami na świecie, czerpiącymi korzyści z silnych długofalowych fundamentów gospodarczych, takich jak popyt na surowce naturalne, wzrost populacji miejskiej oraz wzmocnienie pozycji tworzącej się klasy średniej. Ostatnie dziesięciolecie było wielkim sukcesem rynków BRIC, a państwa tworzące tę grupę mają potencjał, aby do 2050 roku stać się czterema z pięciu największych gospodarek świata.

Podczas gdy udział w światowym PKB pozostałych rynków wschodzących, jak Meksyk, Indonezja, Korea Południowa czy Turcja, może wzrosnąć, nie oczekuję, że gospodarka któregoś z tych krajów stanie się tak duża jak państw BRIC. Dziś zdecydowanie dokonałbym więc takiego samego wyboru krajów tworzących tę grupę i uważam, że wszystkie państwa BRIC słusznie znajdują swoje miejsce w tym koszyku.

[b]Czy uważa pan, że wybór tych krajów może kiedykolwiek wymagać rewizji? Wiele funduszy inwestycyjnych skupia się na państwach BRIC, wydaje się więc rozsądne dokonanie wyboru wyłącznie rynków wschodzących o największym potencjale. Jeżeli takie zmiany mogą być niezbędne, które państwa określiłby pan jako najbardziej obiecujące rynki wschodzące w nadchodzącej dekadzie? [/b]

Cztery gospodarki tworzące BRIC mają potencjał osiągnięcia 51-proc. udziału w globalnym wzroście gospodarczym podczas nadchodzących 40 lat. Gospodarki te pozostają kluczowym elementem światowego systemu gospodarczego i uważam, że nie należy dokonywać zmian w składzie BRIC, ponieważ są one klasą same dla siebie.

Zaraz za gospodarkami BRIC plasują się kolejne państwa o szybkim tempie rozwoju, które mogłyby podążyć w ślady państw BRIC i mieć znaczny wpływ na sytuację na świecie. To Meksyk, Indonezja, Korea Południowa, Turcja, Nigeria, Wietnam, Filipiny, Egipt, Pakistan, Bangladesz i Iran. Nazywam je Next-11 (N-11). W skład Grupy N-11 wchodzą rynki, które określiliśmy mianem rynków wzrostu, jak i również bardziej tradycyjnych rynków wschodzących.

Ciekawą cechą grupy N-11 jest jej różnorodność zarówno pod względem położenia geograficznego krajów, jak i poziomu ich rozwoju gospodarczego. Uważam, że gospodarki N-11 dopełniają możliwości tworzonych przez BRIC i wspólnie z nimi oferują inwestorom atrakcyjne światowe rozwiązania.

[b]Inflacja jest dziś jednym z największych zagrożeń rynków wschodzących. Aprecjacja walut mogłaby im pomóc, jednak większość z tych państw wolałaby tego uniknąć. Nie są też skore do zaostrzenia polityki monetarnej, bo to spowodowałoby dalszą aprecjację. Wielu ekonomistów wskazuje na to, że w takiej sytuacji administracyjne ograniczenia akcji kredytowej to jedyny sposób poskromienia inflacji.

Czy uważa pan, że to poważne zagrożenie dla koniunktury na rynkach wschodzących w najbliższej przyszłości?[/b]

Stabilizacja inflacji i wzrostu gospodarczego będzie wyzwaniem, przed którym stanie wiele gospodarek wschodzących. W krótkim okresie wiele z nich będzie musiało radzić sobie z inflacją strukturalnie wyższą niż dotychczas. Niemniej dostrzegam próby rządów krajów wschodzących zmierzające do ograniczenia inflacji poprzez stosowanie instrumentów polityki pieniężnej i skupienie się na zrównoważonym wzroście gospodarczym.

[b]Dynamicznie rozwija się handel między gospodarkami wschodzącymi. Czy uważa pan, że może być to źródło uniezależnienia się koniunktury w tych państwach od krajów rozwiniętych? [/b]

Nie sądzę, by miało to miejsce. Wręcz przeciwnie, kraje rozwinięte są wspierane przez znaczny wzrost popytu i importu, który jest skutkiem rozwoju gospodarek wschodzących. Jednak handel między rynkami wschodzącymi również gwałtownie wzrasta.

[b]Przejdźmy do krajów rozwiniętych. W ostatniej nocie do klientów napisał pan, że 2011 będzie najprawdopodobniej rokiem USA. Na czym opiera pan tak korzystne prognozy dla gospodarki amerykańskiej? Co będzie to oznaczało dla rynków finansowych? [/b]

Rzeczywiście uważam, że bieżący rok będzie odzwierciedlał poprawę kondycji gospodarki USA. Przykładem jest obecne pozytywne nastawienie rynków do tego kraju. Jeszcze do niedawna inwestorzy bardzo negatywnie oceniali jego przyszłość. Obawiano się, że do końca 2010 r. pojawi się tam deflacja. Prognoza ta gwałtownie się zmieniła w ostatnich kilku tygodniach. Wskaźniki gospodarcze, które śledzę, są korzystne dla USA, dlatego według mnie wzrost będzie zrównoważony i wyższy, niż się oczekuje. A wzrost ten jest oczywiście podstawą silnej reakcji ze strony inwestorów.

[b]Czy poprawa kondycji gospodarki USA i nastrojów inwestorów nie jest nadmiernie uzależniona od ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE) przez Fed? Co się stanie, gdy program ten zgodnie z planem zakończy się w połowie roku?[/b]

Poprawa nie jest uzależniona od QE; jest również efektem lepszej sytuacji w pozostałej części świata. Dopóki nie nastąpi nadmierne zaostrzenie polityki fiskalnej, niewiele się wydarzy po zakończeniu programu QE. Perspektywy dla USA poprawiają się szybko.

[b]Brazylijski minister finansów Guido Mantega twierdzi, że QE jest w rzeczywistości strategią handlową, zmierzającą do osłabienia dolara. Jako taka nie zakończy się, nawet gdy stan amerykańskiej gospodarki się poprawi. Czy zgadza się pan z tą tezą?[/b]

Nie zgadzam się z nią. Statutowym zadaniem Fed jest takie regulowanie dynamiki cen, by nie pojawiła się deflacja czy nadmiernainflacja, oraz monitorowanie poziomu zatrudnienia.

[b]Mantega ostrzegł, że obecna „wojna walutowa” przerodzi się w regularną wojnę handlową. Czy to prawdziwe zagrożenie czy przesada?[/b]

Uważam, że niestosowne jest określanie mianem wojny tego typu zjawisk gospodarczych, czy to dotyczących walut czy handlu. Uważam, że wojny walutowe nie istnieją. To po prostu zwyczajna reakcja rynków walutowych na bieżące wydarzenia. W ostatnich miesiącach różne kraje interweniowały w celu powstrzymania aprecjacji waluty – niektóre częściej, inne rzadziej. Spójrzmy na Brazylię, Japonię, Szwajcarię – każde państwo miało dobry pretekst do podjęcia takich, a nie innych działań, biorąc pod uwagę, że kursy ich walut wydają się zawyżone. Żyjemy w czasach, w których rozwój wydobywa miliony ludzi z nędzy. Chiny, których gospodarka rozrosła się trzykrotnie podczas ostatniego dziesięciolecia, są na czele tego procesu. Inne państwa BRIC, tj. Brazylia, Rosja i Indie, również odgrywają ważną rolę wraz z pozostałymi gospodarkami wschodzącymi. Ten niezwykły rozwój trudno w racjonalny sposób kojarzyć ze stanem wojny.

[b]Czy gospodarki innych krajów rozwiniętych są w gorszej sytuacji niż USA? Czy w Europie to tylko skutek kryzysu fiskalnego czy są jeszcze inne powody do obaw o europejską gospodarkę?[/b]

Za nami dopiero pierwszy miesiąc 2011 roku, jednak na razie zachodnioeuropejskie aktywa pozytywnie zaskakują. Euro notuje wyraźny wzrost, zyskują również obligacje rządowe krajów peryferyjnych, niektóre nawet znacznie.

Widać też gwałtowne ożywienie na ich rynkach kapitałowych. Nie podzielam powszechnego, dość pesymistycznego poglądu co do położenia Unii Gospodarczej i Walutowej (strefa euro – przyp. red.). Biorąc pod uwagę umocnienie się euro i szczególnie korzystną sytuację gospodarki Niemiec, wciąż patrzę optymistycznie na strefę euro. Decydenci muszą jeszcze poradzić sobie z wieloma problemami, jednak na pewno istnieje silna wola polityczna do utrzymania UGW i, w długim okresie, do przekucia jej w sukces. Europejscy decydenci ewidentnie uznali marcowe spotkanie za kluczowe wydarzenie, dzięki któremu strefa euro i jej finanse znajdą bardziej stabilne oparcie, warto jest więc zaczekać na jego wyniki. Nie powinniśmy zapominać, a umknęło to powszechnej uwadze, że od 1 stycznia br. strefa euro liczy już 17 państw członkowskich, po dołączeniu Estonii.

Analizy rynkowe
Spółki biotechnologiczne cztery lata po pandemii
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Analizy rynkowe
Na giełdzie w Warszawie nie widać końca korekty
Analizy rynkowe
Spółki z WIG20 w odwrocie. Kiedy znów wrócą do łask?
Analizy rynkowe
Krajowe akcje u progu bessy. Strach o zaostrzenie wojny na Wschodzie
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Analizy rynkowe
Trump 2.0, czyli nie graj przeciwko Ameryce
Analizy rynkowe
W 2024 r. spółki mają pod górkę. Które osiągną cele?