Wall Street znów jest na krawędzi, ale tym razem problemem nie jest wyłącznie inflacja. Inwestorzy, zarówno instytucjonalni, jak i detaliczni, obawiają się spowolnienia wzrostu gospodarczego w USA, zauważa agencja Bloomberga.
Indeks S&P 500 wymazał wszystkie zyski, które osiągnął od wyboru Donalda Trumpa na prezydenta, kiedy to Wall Street entuzjastycznie przyjęła jego „pro-wzrostowy” program. Tymczasem Nasdaq 100, silnie skoncentrowany na technologii, w piątek na chwilę wszedł w korektę, tracąc ponad 10 proc. w ciągu 17 dni, ponieważ inwestorzy wyprzedają spółki, które napędzały hossę na giełdzie w ciągu ostatnich dwóch lat.
Inflacja pozostaje uporczywa, bezrobocie rośnie, a administracja Trumpa dąży do ograniczenia federalnych wydatków na wynagrodzenia. Gospodarka spowalnia po okresie gwałtownego wzrostu, co skłania ekonomistów i analityków giełdowych do ostrzeżeń przed burzliwym okresem na rynkach.
– Rynek akcji jest bardzo zdezorientowany planami celnymi Trumpa – powiedział Jeremy Siegel, profesor finansów na Uniwersytecie Pensylwanii, znany m.in. z tego, że w marcu 2000 roku nazwał akcje technologiczne „pułapką na naiwnych” na szczycie bańki dot-comów.
– Czy to wszystko to tylko taktyka negocjacyjna? Tego jeszcze nie wiemy. Widzę jednak nadchodzącą jeszcze większą korektę po wcześniejszym nadmiernym optymizmie - ostrzegł.