Mimo ostatniej zawieruchy na światowych rynkach indeks WIG jest wciąż ponad 100 proc. powyżej dna bessy z lutego 2009 r. To może sporo, ale w skali kilku lat stopy zwrotu nie są już tak zachwycające. Przez trzy lata indeks nie zyskał praktycznie nic, natomiast w skali czterech lat jest ciągle pod kreską, nie mówiąc już o tym, że do historycznego szczytu z lipca 2007 r. brakuje mu jeszcze ponad 40 proc. A pięcioletnia stopa zwrotu jest co prawda na plusie, lecz zarobek jest mizerny – wynosi około 20 proc., czyli zaledwie około 4 procent w skali roku. Konwencjonalne wskazówki dotyczące inwestowania, zalecające stosowanie strategii „kup i trzymaj” niezależnie od tego, co dzieje się na rynku, są wobec tego pod znakiem zapytania.
Nie ma wątpliwości, że w czasach tak chwiejnej koniunktury giełdowej przed inwestorami trudne zadanie ochrony wypracowanych zysków przed szybkim ich zniwelowaniem przez bessę, a jednocześnie powrotu na rynek wystarczająco wcześnie, by załapać się na hossę. Jednym ze sposobów na wskazanie takich warunków jest analiza tego, na jakim poziomie akcje są wyceniane względem fundamentów przedsiębiorstw.
[srodtytul]Rynkowa zawierucha kontra fundamenty[/srodtytul]
Często usłyszeć można opinię, że dramatyczne wahania kursów akcji mają się nijak do zmian kondycji przedsiębiorstw. Czy to, że w trakcie zakończonej nieco ponad dwa lata temu bessy WIG zanurkował o blisko 70 proc., a potem odbił się o ponad 100 proc., oznacza, że w tym samym czasie „godziwa” wartość wchodzących w skład indeksu spółek również stopniała najpierw o 70 proc., a potem się podwoiła? Czy naprawdę wartość przedsiębiorstw jest tak chwiejna?
Odpowiedź na te pytania zależy w dużym stopniu od tego, jak zdefiniujemy ową fundamentalną wartość. Często wahania kursów uzasadnia się tym, że inwestorzy szacują, ile warto zapłacić za akcje na podstawie oczekiwań dotyczących przyszłych zysków firm. Jeśli oczekiwania te obniżają się, w dół idą kursy akcji, i na odwrót. A ponieważ zyski w najbliższej przyszłości są łatwiejsze do przewidzenia niż te za wiele lat, rynek koncentruje się właśnie na tych pierwszych. To z kolei powoduje pewną krótkowzroczność inwestorów. Skupiając się na prognozach dotyczących najbliższych kwartałów, a więc mogących ulegać znacznym zmianom, automatycznie powodują dużą chwiejność kursów.