Na początku roku pisaliśmy o tym, że ostatnie lata na warszawskim parkiecie generalnie potwierdzają wyniki badań z dojrzałych rynków, według których na dłuższą metę opłaca się kupować akcje cechujące się niskimi wskaźnikami wyceny (takimi jak cena/zysk lub cena/wartość księgowa), jednocześnie unikając tych o najwyższych wskaźnikach (czyli najdroższych).
Postanowiliśmy sprawdzić, jak te dwie grupy walorów spisują się w tym roku, przy czym podzieliliśmy badany okres na dwie części, a granicą je oddzielającą uczyniliśmy rekord hossy, ustanowiony przez WIG 7 kwietnia. Chcieliśmy bowiem sprawdzić, jak najtańsze i najdroższe akcje sprawują się zarówno w warunkach niezłej koniunktury, jak i jej pogorszenia, którego kulminacyjną falę przyniósł miniony tydzień.
W czasie hossy – sowity zarobek...
Najpierw weźmy pod uwagę pierwszy okres. Do momentu kiedy w kwietniu została zahamowana hossa na GPW, wspomniana wcześniej teoria sprawdzała się bardzo dobrze. Od początku roku do 7 kwietnia portfel akcji 20 spółek o najniższych wskaźnikach cena/wartość księgowa przyniósł 12,3 proc. zysku. To stopa zwrotu wyraźnie lepsza od zwyżki WIG w tym samym czasie o 6,1 proc. Jednocześnie w tym pierwszym podokresie słabo (czyli zgodnie z teorią) spisywały się najdroższe walory. Koszyk 20 akcji o najwyższych C/WK przyniósł wówczas 3,6 proc. straty.
Krótko mówiąc, w czasie w miarę korzystnej koniunktury po raz kolejny sprawdziła się popularna teza mówiąca, że warto kupować tanie, zapomniane przez rynek papiery. Sprawdźmy jednak, czy atrakcyjnie wyceniane walory okazują się równie udaną inwestycją od czasu, kiedy na GPW zagościły zdecydowanie gorsze nastroje. Powtórzyliśmy operację i zestawiliśmy spółki według wysokości C/WK na 7 kwietnia, a następnie sprawdziliśmy, jakie były zmiany ich kursów.
...ale dotkliwe straty w czasie bessy
W tym przypadku sytuacja niestety prezentuje się już zupełnie inaczej. Najtańsze walory wcale nie wyróżniły się tym razem pozytywnie na tle rynku. Po pierwsze, nie zdołały obronić się przed stratami, mimo że przecież były najtańsze i według obiegowej opinii nie powinny już dużo potanieć. Sprawdziło się tu znane giełdowe powiedzenie „akcje nigdy nie są tak tanie, by jeszcze nie mogły potanieć". Po drugie, straty z teoretycznie najbardziej atrakcyjnych walorów wcale nie okazały się mniejsze niż przeciętne straty na całym rynku. Co gorsza, ubytek w portfelu był znacznie większy niż spadek WIG. Koszyk najtańszych walorów od kwietnia do teraz stracił aż 32 proc. na wartości, podczas gdy indeks GPW spadł „zaledwie" o niecałe 17 proc. Po trzecie wreszcie, najniżej wyceniane papiery okazały się lokatą nawet znacznie gorszą od akcji najdroższych, które przyniosły straty tylko nieznacznie większe niż WIG (19 proc.).