Na giełdach dobre nastroje i zmienne notowania

Niemiecki DAX jest jedynym wskaźnikiem, który sygnalizuje pogorszenie nastrojów. A na GPW każdy indeks idzie w swoją stronę.

Aktualizacja: 29.07.2017 16:38 Publikacja: 29.07.2017 14:26

Na horyzoncie nie widać żadnych zagrożeń, a na frankfurckiej giełdzie panują niedźwiedzie.

Na horyzoncie nie widać żadnych zagrożeń, a na frankfurckiej giełdzie panują niedźwiedzie.

Foto: Archiwum

Choć generalnie nastroje na rynkach pozostają niezłe i nie widać żadnych zagrożeń, to jednak we Frankfurcie spadkowa korekta trwa w najlepsze, a i na bijącej rekordy Wall Street pojawiły się w czwartek oznaki rosnącej nerwowości inwestorów.

DAX broni się przed pogłębieniem przeceny

W ostatnich dniach spadkowy impet indeksu giełdy we Frankfurcie co prawda uległ wyraźnemu zmniejszeniu, ale w żaden sposób nie poprawiło to słabego obrazu tamtejszego rynku. Można jedynie zauważyć, że byki starały się uchwycić mizernego raczej wsparcia, jakie daje poziom 12 200 punktów, który był w minionym tygodniu testowany i do czwartku udało się go obronić. Można jednak mieć wątpliwości, czy jest to już sygnał do poważniejszego odreagowania, nie mówiąc o zmianie negatywnej tendencji. DAX znajduje się w niej od ponad miesiąca i kosztowała go ona do tej pory utratę 5 proc. wartości, licząc od szczytu z 19 czerwca. Można też powiedzieć, że z pewnością czeka nas jeszcze sporo emocji, bo przecież poważna hossa tak łatwo się nie kończy i należy się liczyć z próbą powrotu do zwyżki. Jej kontynuacja byłaby w pełni uzasadniona sytuacją fundamentalną zarówno gospodarki niemieckiej, jak i w całej strefie euro. Nie ma też na horyzoncie żadnych zagrożeń płynących ze sfery polityki, bo trudno przypuszczać, że zbliżające się jesienne wybory parlamentarne w Niemczech mogłyby przynieść jakieś dramatyczne zmiany o istotnych konsekwencjach makroekonomicznych lub budzących niepokój z innych względów. Można się jedynie zastanawiać nad przyczynami obecnej słabości indeksu niemieckiej giełdy, tym bardziej że jest on jedynym wskaźnikiem, który sygnalizuje pogorszenie nastrojów. Wszystkie inne, od PMI poprzez ZEW i Ifo po Sentix, odzwierciedlają wyjątkowo optymistyczne nastawienie przedsiębiorców, analityków i inwestorów. Optymistyczne są również prognozy dla niemieckiej i europejskiej gospodarki, a do tego powszechnie podkreśla się atrakcyjne wyceny akcji, przynajmniej w porównaniu z rynkiem amerykańskim. Wszystko więc zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia jedynie z korektą, związaną z chęcią realizacji zysków oraz negatywnym wpływem umocnienia się euro. Na razie pozostaje więc obserwować rozwój sytuacji we Frankfurcie ze względnym spokojem, choć w przypadku zbliżania się indeksu do kolejnych poziomów wsparcia, leżących w okolicach 12 tys. punktów i niżej, w pobliżu 11,5 tys., nerwy inwestorów mogą być wystawione na próbę.

Wall Street nadal przy szczytach

Foto: GG Parkiet

Na nowojorskim parkiecie przez większą część minionego tygodnia wciąż utrzymywały się bardzo dobre nastroje, a indeksy biły kolejne rekordy. Wydawało się, że amerykańscy inwestorzy nie mają żadnych wątpliwości w kwestii kupowania i posiadania akcji. Bykom pomagały w ostatnim czasie słaby dolar, wyniki spółek, przepchnięcie przez Senat decyzji otwierającej drogę do gruntownej przebudowy systemu opieki medycznej, a więc także pojawianie się szansy na realizację pozostałych obietnic wyborczych Donalda Trumpa. Do tego wszystkiego doszła jeszcze gołębia interpretacja komunikatu po posiedzeniu Fedu, podtrzymująca niewiarę w kontynuację szybkiej ścieżki zaostrzania polityki pieniężnej. Przy takim nagromadzeniu pozytywnych impulsów nowe rekordy nie powinny dziwić, jednak pewnym zaskoczeniem może być zachowanie się indeksów w czwartek. Co prawda Dow Jones znalazł się na nowym szczycie, po sięgającej 0,4 proc. zwyżce, ale S&P500 zakończył dzień niewielkim spadkiem, a w trakcie sesji wyraźnie postraszył, zniżkując chwilami o 0,7 proc. Podobne tąpnięcie zaliczył Nasdaq, tracąc ostatecznie 0,6 proc., po przecenie sięgającej w trakcie handlu ponad 1,5 proc. Te sygnały wzmogły obawy przed możliwością pojawienia się korekty podobnej jak we Frankfurcie.

Wystrzałowa miedź, powracająca ropa

Interesujących wydarzeń na rynku surowcowym w ostatnich dniach nie brakowało. Na miano najbardziej zasługującego na uwagę zasłużył chyba imponujący wystrzał notowań miedzi. Cena metalu z impetem pokonała 6000 dolarów za tonę, osiągając w czwartek 6238 dolarów, przebijając się ponad lokalny szczyt z lutego i docierając do poziomu najwyższego od maja 2015 r., czyli od ponad dwóch lat. Skala trwającej od maja obecnego roku zwyżki wynosi już 14 proc., a całej rozpoczętej w styczniu ubiegłego roku fali wzrostowej sięga 45 proc. Niemal równo rok temu, gdy notowania zbliżały się do 5000 dolarów, analitycy Goldman Sachs prognozowali jej powrót w okolice 4000 dolarów. Jak widać, każdy może się pomylić, choć w tym samym czasie nie brakowało opinii o wchodzeniu rynku w fazę zwiększonego popytu i zbliżającego się deficytu metalu, wynikającego z wcześniejszego zahamowania inwestycji w wydobycie i moce produkcyjne. Może więc się okazać, że zaangażowanie w Sierra Gorda nie było wcale takim złym pomysłem ze strony KGHM.

Choć o przełomie na rynku ropy naftowej trudno jeszcze mówić, to jednak zapoczątkowana pod koniec czerwca zwyżka jest kontynuowana, choć przebiega przy nastrojach zmieniających się z tygodniową częstotliwością. W minionym tygodniu były one wręcz szampańskie. Do czwartku notowania poszły w górę o ponad 7 proc., cena WTI przekroczyła 49 dolarów za baryłkę, a Brent zbliżyła się do 52 dolarów. Możliwy jest więc powrót w granice wcześniejszej wielomiesięcznej konsolidacji, czyli 50–56 dolarów za baryłkę. Pojawiło się sporo impulsów przemawiających za dalszym ruchem w górę. Instytucje monitorujące stan zapasów surowca i paliw w Stanach Zjednoczonych po raz kolejny raportowały pokaźny ich spadek, mogący sygnalizować wyrównywanie się bilansu podaży i popytu. Poniedziałkowe spotkanie przedstawicieli OPEC co prawda nie przyniosło żadnych nowych decyzji, ani nawet ich zapowiedzi w przyszłości, to jednak odniosło pewien efekt dyscyplinujący producentów ociągających się z osiągnięciem przyjętych wcześniej limitów wydobycia. Zjednoczone Emiraty, Arabia Saudyjska i Kuwejt poinformowały o gotowości do zmniejszenia podaży, nawet w większym stopniu niż wynikający z obowiązującego porozumienia.

Przed posiedzeniem Fedu trochę nerwowo zrobiło się na rynku złota. Jednak gołębi odbiór komunikatu po jego zakończeniu pozwolił na kontynuację zwyżki notowań. W czwartek cena kruszcu dotarła do 1260 dolarów za uncję i znalazła się mniej więcej w połowie dystansu między lokalnym szczytem z pierwszych dni czerwca a dołkiem z początku lipca. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się wejście rynku w fazę stabilizacji, choć wiele będzie zależeć od notowań dolara. Ewentualne umocnienie się amerykańskiej waluty będzie rzecz jasna niekorzystne dla złota.

Na GPW każdy (indeks) w swoją stronę

Indeksowi największych spółek nie udała się niedawna wycieczka powyżej 2350 punktów i na początku minionego tygodnia znów znalazł się poniżej tego poziomu. Choć w dalszej jego części byki próbowały jeszcze ataku, to jednak mimo środowego odważnego wyskoku wrażenie pozostało nie najlepsze. W efekcie zanosi się na kontynuację trwającego od połowy maja ruchu w bok i oczekiwanie na poważniejszy impuls, który najprawdopodobniej przyjdzie z zewnątrz, jako że w tym segmencie karty rozdają inwestorzy zagraniczni i to od ich postawy zależeć będzie kierunek ruchu. Nie należy jednak zapominać, że rozpoczął się sezon publikacji wyników finansowych firm, więc i ten czynnik należy brać pod uwagę. Przykładem było czwartkowe zachowanie się akcji Orange, które wzrosły o 3,5 proc., i mBanku, zniżkujące o prawie 3 proc. Na podobnie silne wrażenia trzeba będzie jednak poczekać do środy, gdy sprawozdanie ujawni Pekao. W minionym tygodniu indeksowi blue chips punktów dostarczały głównie spółki surowcowe, czyli KGHM i JSW, ciężarem były zaś papiery rafineryjnego duetu. W grupie bankowej byki cieszyły się z notowań walorów Aliora i PKO BP, niedźwiedzie zdominowały akcje mBanku i BZ WBK (w pierwszej części tygodnia). Stygnąć zaczął entuzjazm wobec papierów spółek branży energetycznej.

Od początku drugiej dekady maja wyraźnie, choć niezbyt dynamicznie, w górę idą indeks szerokiego rynku i mWIG40, zwyżkujące w tym czasie po około 4 proc. Oba wskaźniki gotowe są do forsowania górnego ograniczenia konsolidacji, w której przebywają od wczesnej wiosny. W segmencie średniaków liczyć się będą przede wszystkim wyniki finansowe. W najbliższych dniach opublikują je Kęty, ING BSK i Netia. Jak pokazuje przykład Orbisu, w wielu przypadkach spółki będą musiały pochwalić się naprawdę dobrymi osiągnięciami, by sprowokować pozytywną reakcję wyśrubowanych już często kursów.

Nie widać końca spadkowej tendencji w przypadku sWIG80. Po niedawnym zejściu poniżej 16 tys. punktów, indeks zdaje się nieuchronnie zbliżać do 15 tys. punktów, czyli do poziomu lokalnego szczytu z końca 2013 r. Wówczas jego osiągnięcie kończyło dwuletnią hossę, w wyniku której indeks zyskał 85 proc. Obecna, trwająca od sierpnia 2014 r., dwóch lat nie doczekała, a pod względem skali wzrostu była o prawie połowę słabsza niż poprzednia. Korekta z lat 2013-2014 trwała osiem miesięcy, obecna jak na razie jest o połowę krótsza i nieporównanie płytsza, ale nie widać impulsu, który mógłby położyć jej kres i odmienić tendencję.

Analizy rynkowe
Inwestorzy na rozdrożu. Kupować drogo czy uciekać?
Analizy rynkowe
Styczniowe gwiazdy. Co je czeka?
Analizy rynkowe
Czy warto postawić na przecenione akcje?
Analizy rynkowe
Diagnostyka ruszyła z ofertą publiczną. Warto kupić akcje?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Analizy rynkowe
Przetasowania w portfelach OFE. Kto zyskał, a kto stracił?
Analizy rynkowe
Medyczne spółki na celowniku inwestorów. Rekord w Europie