Pani, Capitea czyli dawny GetBack, Abris delikatnie mówiąc, znów ostatnio nie macie „dobrej prasy”.
Od momentu, w którym uratowaliśmy spółkę przed upadkiem, minęło pięć lat. To dlaczego akurat teraz pojawiają się różnego rodzaju insynuacje w mediach, odbieram jako zastanawiający zbieg okoliczności. Proszę pamiętać, że pięć lat temu o tej porze spółka GetBack, a dzisiaj Capitea, miała na rachunku zaledwie 4 mln zł, ponad 3 mld zł zobowiązań i nie wiedziała, jakie ma aktywa i gdzie one są. Jak się okazało, GetBack był piramidą finansową i miał 2 mld dziury w aktywach. To była skala fałszerstwa bez precedensu w Polsce. Mimo to udało nam się uniknąć upadłości, co było możliwe dzięki 70 mln pożyczki ratunkowej, którą przysłał akcjonariusz większościowy w kwietniu 2018 roku. Bez niej w maju spółka by upadła. Ustabilizowaliśmy ją i z perspektywy tego, jak wyglądała sytuacja pięć lat temu i jak wygląda dzisiaj, można mówić o sukcesie tego projektu. Zgodnie z układem Capitea musi uregulować 1,3 mld zł zobowiązań GetBacku i grupy. Z tego zostało nam do spłacenia mniej niż 500 mln zł. 700 mln zł wierzytelności zabezpieczonych zostało już rozliczone, wierzyciele niezabezpieczeni są spłacani terminowo i otrzymali już 104 mln w sześciu ratach układowych, kolejna rata jest po wakacjach. Ataki, które teraz się pojawiają, destabilizują spółkę, są w interesie tylko tych, od których chcemy uzyskać należne pieniądze dla ponad 9 tys.pokrzywdzonych.
Chyba jednak przyzna pani, że treści wiadomości, które zostały ujawnione, a które pojawiły się przy okazji zawierania układu, raczej nie stawiają was w dobrym świetle?
Układ z wierzycielami to była – i jest nadal – jedyna alternatywa do upadłości GetBacku. Podczas postępowania układowego kurator jasno powiedział, że niezabezpieczeni wierzyciele, czyli ponad 9 tys. osób, dostaną 0–3 proc. pieniędzy, jeśli będzie upadłość firmy. Na chwilę obecną dostali 5 proc., a są realne perspektywy na 25 proc., a może i więcej, jeśli wygramy część sporów sądowych. Czy układ był więc lepszy niż upadłość? Zdecydowanie tak. Musimy jasno powiedzieć, że GetBack to była firma, która handlowała wierzytelnościami, aby zawyżać wycenę aktywów poprzez metodyczne i seryjne transakcje odsprzedaży pakietów wierzytelności, co wykrył KNF. W ten sposób były zarząd drastycznie zawyżał wartość aktywów do takiej wysokości, do której potrzebował, aby ukryć niewypłacalność oraz prawdziwy współczynnik zadłużenia. Zarząd, który się tutaj pojawił równo pięć lat temu, musiał przede wszystkim zobaczyć, co tak naprawdę ta firma kryje w sobie. Działaliśmy więc pod presją czasu, w nieustannej groźbie upadłości, a wszystko się zmieniało jak w kalejdoskopie. Przez pięć lat udało nam się zawrzeć umowę z ponad 9 tys. wierzycieli – bo tym jest układ – i zrestrukturyzować spółkę, czyli ustabilizować płynność i operacje, uporządkować aktywa, przywrócić sprawozdawczość finansową i w zasadzie od nowa zbudować sprawnie działającą firmę windykacyjną zatrudniającą 300 osób. Od trzech lat zajmujemy się jej usprawnianiem, zaczęły nam rosnąć odzyski. I co najważniejsze, są szanse, że pula środków, z której spłacamy wierzycieli, zostanie powiększona. Walczymy o to w sądach z podmiotami, które za czasów Konrada K. brały udział w wyprowadzaniu setek milionów z kasy GetBacku.
Dla osób, które straciły pieniądze, to raczej marne pocieszenie, a wiadomości, o których rozpisywał się „Puls Biznesu”, bardziej budzą dodatkowe wątpliwości, niż je rozwiewają.