W weekendwowym wywiadzie prezydent elekt Donald Trump dał do zrozumienia, że nie może zagwarantować Amerykanom, że ceny nie wzrosną, kiedy w górę pójdą cła. Tymczasem już w środę poznamy dane o listopadowej inflacji CPI. Jeżeli zaskoczy wyższym odczytem, to rynek natychmiast powróci do narracji o „trumpflacji”, która przecież może się pojawić, kiedy Trump przejmie władzę w styczniu. Cięcie stóp o 25 pkt baz. na posiedzeniu 18 grudnia wydaje się być niezagrożone, ale rynek może ponownie zacząć spekulować o tym, jak Fed zachowa się w przyszłym roku. Na razie próbuje wyceniać dwie–trzy obniżki na osiem zaplanowanych posiedzeń. To wszystko może mieć znaczenie dla złotego. Począwszy od 22 listopada USD/PLN zaczął iść mocniej w dół za sprawą odbicia na EUR/USD, ale nie tylko. W tym czasie w dół zaczęły iść też rentowności amerykańskich obligacji, które wcześniej wzrosły m.in. na fali obaw, że Trump doprowadzi właśnie do podbicia ścieżki inflacji. Teraz te obawy mogą wrócić. Pytanie tylko, w jakiej skali, bo realny handel w grudniu skończy się 20, czyli za półtora tygodnia. W kraju wpływ na złotego będzie mieć też dyskusja o tym, jak RPP może zachować się w przyszłym roku. Z wypowiedzi jej członków nie wynika, aby podzielali oni zbytnio jastrzębi pogląd prezesa NBP w tym temacie. To wszystko sprawia, że rynek widzi przysłowiową podłogę w notowaniach EUR/PLN przy 4,25.