A jednak pytanie jest zasadne. Postawił je Przemysław Tychmanowicz, redaktor „Parkietu” i zarazem prowadzący rozmowę z ekspertami rynku obligacji w ramach cyklu „Prognozy »Parkietu«”, w ostatni wtorek. Zasadne z tego powodu, że choć teoretycznie może je kupić każdy, w praktyce nie każdy powinien to robić. A kto powinien? Wystarczy odpowiedzieć sobie na kilka pytań, by poznać odpowiedź.
Czytaj więcej
I tak, i nie. Krótkoterminowe obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa mogą od biedy pełnić rolę zamiennika dla rachunku oszczędnościowego.
Ile masz pieniędzy?
Inwestowanie w obligacje 100 złotych, a nawet tysiąca jest pozbawione większego sensu, ponieważ nominalny zysk odsetkowy będzie zbyt skromny, by uczyć się zawodu inwestora obligacyjnego. Dla kilku czy kilkudziesięciu złotych rocznie zwyczajnie nie warto podejmować takiego wysiłku. A dla jakiego zysku warto?
To już kwestia indywidualna. Co do zasady, obligacje nie służą pomnażaniu oszczędności, lecz ich przechowywaniu i ochronie przed inflacją. Owszem, możliwe jest osiąganie realnych zysków, nawet kilkupunktowych, ale próba zbudowania w ten sposób kapitału tworzonego od zera zajmie całe dekady. Z zerem na koncie i zamiarem regularnego inwestowania niewielkich kwot rozsądniej będzie przyjrzeć się akcjom.
W przeciwieństwie do zmiennych rynków akcji czy surowców obligacje dość dobrze sprawdzą się w roli inwestycji o charakterze rentierskim. Ile pieniędzy powinien mieć rentier? Wszystko zależy oczywiście od prowadzonego stylu życia. W programie zaproponowałem, by dolny próg inwestycji w obligacje ustalić na poziomie rocznych zarobków. Portfel złożony z obligacji korporacyjnych powinien być w stanie wypracować z tej sumy co najmniej 13. pensję (netto) lub, licząc inaczej, nieco ponad 7-proc. dodatek do miesięcznego wynagrodzenia. 7-proc. dodatku nie spełnia definicji rentiera, ale inwestorzy, którzy czerpią korzyści z posiadania obligacji korporacyjnych, cenią sobie właśnie regularne dopływy odsetek trafiających na konto. Aby żyć z samych odsetek, należałoby dysponować kwotą niemal 14-krotnie wyższą od wysokości rocznych wydatków, jednak takie założenie i tak jest trudne do spełnienia. Jeśli ktoś zarabia 5 tys. zł netto, a dysponuje kwotą 840 tys. zł, raczej nie utrzyma stylu życia na dotychczasowym poziomie i tym bardziej nie pogodzi się z obniżeniem standardów (co byłoby nieuchronną konsekwencją utraty siły nabywczej w czasie).