Kłopoty z definicją

Standardowa baza danych. Od wielu lat co pewien czas spotykam się z tym magicznym terminem w rozmowach nie tylko z użytkownikami oprogramowania, ale często z zawodowcami czynnie projektującymi systemy informatyczne. Za każdym razem robię wszystko, co w mojej mocy, aby uzyskać spójną informację wyjaśniającą: cóż to jest ta "standardowa baza danych"? I mam z tym kłopoty.

Publikacja: 24.10.2003 16:49

Co życzliwsze osoby próbują odpowiadać na moje pomocnicze pytania. Ale wcześniej czy później okazuje się, że "koń, jaki jest, każdy widzi". Ponoć wszyscy wiedzą, jaka to baza danych jest standardowa, a jaka nie jest, i informatykowi nie uchodzi pytać.

Problem z punktu widzenia burzliwego rozwoju informatyki w Polsce jest stary jak świat. Już bez mała piętnaście lat temu wszyscy wiedzieli, że standardową bazą danych jest dBase. Wielu moich przyjaciół i konkurentów jednocześnie podśmiewało się z naszego zespołu: "po co robicie własną, niestandardową bazę danych, zamiast skorzystać z dBase". Kilka lat później ich zastosowania przestały się rozwijać, a dzisiaj któż o nich pamięta? Później "standardowy" był Clipper i wiele innych baz, których dzisiaj już nie ma. Na ich miejsce przychodziły inne, jeszcze bardziej "standardowe". Do dzisiaj

zastanawiam się, jakie jest pochodzenie tych rzekomych standardów? Standardy są bardzo cenne. Zarówno te, decydujące o średnicach śrub i skoku ich gwintów, gdzie wielka jest mnogość producentów, jak i te, określające przyłącza do śluz orbiterów kosmicznych, chociaż producentów jest tylko dwóch. Z jednej strony, praktycznie jest być do innych dopasowanym, a z drugiej, lubimy robić wszystko tak jak inni. Praktyczność standardów (jak mnie od dziecka uczono) polega na tym, że jak coś standardowego się urwie, to kupi się w sklepie drugie za grosze i będzie pasowało jak ulał. Niestandardową śrubkę natomiast za ciężkie pieniądze musi wytoczyć tokarz. Stąd pewnie tęsknimy za standardową bazą danych jak za nakrętką M8.

Ale czy możliwe jest dziś określenie standardu bazy danych?

W informatyce prawie wszystko jest jakąś bazą danych. W samym procesorze komputera można ich naliczyć parę, choćby pamięć podręczna (kesz) czy bufor translacji adresów (TLB). System operacyjny baz danych różnego rodzaju ma setki. I wszystkie te bazy są różne. Bo i rodzaj informacji, którymi te bazy zarządzają, są różne. Dziś w automatyzacji prac biurowych różnorodność informacji do przechowywania jest coraz większa. Zwykłe zapisy składające się z prostych pól przestają wystarczać. W bazach chcemy umieszczać listy elektroniczne, arkusze kalkulacyjne, pisma czy książki (a na to już trzeba np. baz Lotusowych). Niebawem przyjdzie nam apetyt na fotografie, dźwięki czy fil

my. Rodzajów informacji przybywa z dnia na dzień. Kłopot w tym, że informacje umieszcza się w bazach danych po to, aby potem je odnaleźć i wydobyć. Zapis o pracowniku można odnaleźć po jego nazwisku, książkę po słowach kluczowych, ale jak wydobyć z bazy wszystkie fotografie osób podobnych do szukanej? Dziś tego nie umiemy zbyt dobrze zrobić. Jakże więc sformułować standard czegoś, co jest tak szerokim i ciągle nie domkniętym zagadnieniem, jak baza danych?

Naukowcy po bazach relacyjnych zdążyli już wiele lat temu zaproponować bazy obiektowe, w których zapisy oprócz danych zawierają sposoby ich obsługi. Może niebawem nadejdzie epoka baz skojarzeniowych, z których informacje będą wydobywane na podstawie streszczeń przechowywanych tam obrazów, jak czyni to człowiek, używając jednej z największych baz, bazy swojego umysłu. U nas jednak się głosi, że standardowa baza to SQL, a co najciekawsze, wielu obrońców tej koncepcji nie wie nawet, że skrót powyższy oznacza jedynie język zapytań, dość stary, bo przed trzydziestu laty zaproponowany do wydobywania danych z baz relacyjnych. Co gorsza, pomimo rzekomego stan

dardu, bardzo niestandardowy. Dziś przecież każda baza ma nieco inny SQL. Dopiero, gdy spytamy obrońcę SQLa, gdzie znajduje go standardowym, uzyskamy odpowiedź: tylko w Oraclu (o ile tutaj zarabia).Czy twórcami "standardowej bazy danych" i zamętu z tym pojęciem związanego nie są przypadkiem spece od handlu i marketingu? Szczególnie ci, pracujący dla przybyszów z odległych krajów i sprzedający nam od lat dziesięciu ich perkal i paciorki w przekonaniu, że są cenniejsze niż złoto?

Przed niespełna rokiem żaliła mi się znajoma, że przybyło im dużo ręcznej roboty w rachubie w związku ze zmianą przepisów. Zdziwiony spytałem, dlaczego nie robią tego komputerowo? Odpowiedź była prosta: programy są nieprzystosowane do nowych przepisów, a zmiany w oprogramowaniu zbyt drogie? Wiedziałem już, że nasi programiści robili takie modyfikacje u naszych klientów za kilkaset złotych, więc dziwiłem się dalej, że ich na tyle nie stać. "Ty to

nie wiesz, gdzie żyjesz, albo żartujesz. Pieniądze są co najmniej dwadzieścia razy większe".

Uzyskałem więc wreszcie wyjaśniającą wszystko odpowiedź: rzekome standardowe bazy danych głosi się, aby omamić klienta. Nie po to, aby kupił standardową śrubkę za grosze, ale aby później wszystko musiał zamawiać u tego samego tokarza. Niech myśli, że "perkal i paciorki" są bardziej standardowe niż "futra i bursztyny". W końcu od zawsze wiemy, że mądrością jest korzystać ze standardów. A jeśli tej cnoty w trakcie

zakupu nam zabraknie? To pozostanie jeszcze mądrość Polaka po szkodzie. Tej mądrości nikt nam nie zabierze.

IT
Technologie
Huuuge: „skupy akcji nie są priorytetem”. Mamy komentarz analityka
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Technologie
Creotech dzieli biznes. Kwanty wejdą na giełdę
Technologie
Ruszyła karuzela nazwisk kandydatów na nowego prezesa UKE
Technologie
Miliardy na cyberochronę
Technologie
Co daje siłę walorom Orange Polska
Technologie
Podmiot z Francji chce zainwestować w DataWalk. Akcje drożeją