Z czternastomilionową rzeszą rodaków łączy mnie przynajmniej jedno - tak jak oni jestem użytkownikiem telefonu komórkowego. Myślę, że uprawnia mnie to do postawienia jakże odkrywczej tezy, iż podstawą funkcją telefonu jest przeprowadzanie rozmów - z zainstalowanych w mojej komórce aplikacji niemal nie korzystam, gry - no cóż, w "węża" (wersja 2.0) zdarzało się pograć w przychodni lub innym przybytku kształtującym charakter.
Wraz z pojawieniem się terminali wyposażonych w kolorowe wyświetlacze i silnik Javy, powstała idealna platforma dla fanów małych przenośnych tzw. gier wideo oraz programistów. Dawniej wymiana zawartości pamięci wiązała się ze zmianą modułu (cartridge'a), teraz operator z chęcią podejmie się dostarczenia nowej gry, za opłatą oczywiście. Rosnące możliwości przesyłania danych między terminalami owocują możliwościami gry "jeden-na-jeden".
Po etapie dziecięcym tej platformy pojawią się zapewne nowe aplikacje użytkowe, choćby program obrazujący wizualnie świadczoną już dziś usługę geolokacji, umieszczający migający punkt na przedstawionej w kolorze mapie. Z biegiem czasu standardem wśród dostępnych aplikacji stanie się przeglądarka internetowa, a nią dostęp do wszelkiego rodzaju usług świadczonych w Internecie.
Do tego czasu powinna upowszechnić się technologia zapewniająca bezpieczne - w odróżnieniu od innych aplikacji, realizowane przez komputer karty SIM telefonu komórkowego - elektroniczne podpisywanie transakcji internetowych. Jeśli nie zaśpią dostawcy usług finansowych, już wkrótce możliwe będzie dokonanie przez terminal bezpiecznej płatności - rzecz nie do pogardzenia dla współczesnego społeczeństwa, kojarzącego się z wiecznym brakiem czasu i tęsknotą za chwilą oddechu. Tylko czy taki telefon, w którym rozmowa głosowa wcale nie musi być najważniejszą z funkcji, ciągle zasługuje na nazwę nadaną przez Grahama Bella? Chyba nazwa 'terminal' jest właściwsza - większość danych, niezbędnych do funkcjonowania czy to gier, czy aplikacji, będzie serwowana przez systemy informatyczne operatora; ba - systemy te mogą wyręczać terminale w bardziej skomplikowanych obliczeniowo operacjach - czyżby realizacja wizji IBM-a "mocy na żądanie" (ang. Computing on demand)?
Być może mam wybiórczą pamięć, ale mam wrażenie, iż terminalom sprzed kilku lat obce było zjawisko "zawieszania się". Doświadczenie podpowiada mi, że nie jest ono bez związku z rosnącym stopniem skomplikowania wewnętrznego oprogramowania telefonu. Pogoń za terminami, dyktando marketingowców żądających nowego modelu na rynku, bicz wyników finansowych sprawiają, iż produkowane oprogramowanie może nie być właściwie przetestowane, co skutkuje różnego rodzaju efektami ubocznymi - "feature, not a bug" ("to właściwość, nie błąd"), jak mawiają programiści.