O trudnym dla polskiej informatyki roku 2003 napisano wiele, podobnie zresztą, jak o roku poprzednim. Według badań Teleinfo, krajowy rynek IT wart był w ubiegłym roku 12,48 mld zł, o 2,48 proc. więcej niż w roku poprzedzającym. W praktyce oznacza to stagnację, choćby dlatego, że wartość tego rynku szacowana w euro zmniejszyła się o 2,6 proc.

W ocenie analityków na słabsze wyniki firm branży informatycznej wpłynął spadek zamówień ze strony dużych klientów z branży finansowej, administracji publicznej oraz przedsiębiorstw. Firmy te po części są sobie same winne, jako że większość nastawia się na duże kontrakty (według warszawskiej DiS 100 największych firm i instytucji z Listy 500 "Rzeczpospolitej" generuje ok. 30 proc. obrotów rynku IT), a to sprawia, że podczas dekoniunktury to uzależnienie odbija się czkawką. Walka o każdy przetarg sprawia, że firmy, czy to dostawcy sprzętu komputerowego, czy integratorzy rozwiązań informatycznych, chcąc go wygrać za wszelką cenę, maksymalnie tną marże, ryzykując dalszą egzystencję - jedno niekorzystne rozstrzygnięcie może pogrążyć postawiony pod ścianą podmiot, któremu przyszło działać w tak ciekawych czasach.

Obok firm dużych i dopieszczanych istnieje zaniedbany przez tuzów rynku IT - z chlubnymi wyjątkami - segment przedsiębiorstw małych i średnich (MSP). Segment w swojej masie potężny, bowiem według Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości generuje w sumie niemal 50 proc. PKB, podczas gdy przedsiębiorstwa zaklasyfikowane jako "duże" wytwarzają ok. 20 proc. krajowego produktu brutto. Jednocześnie wydatki MSP na informatykę stanowią niecałe 20 proc. sprzedaży rynku IT. Nietrudno zauważyć, jak duży potencjał tkwi w tym segmencie.

A jest to segment w informatyzacji niełatwy: właściciel małego studia reklamowego bądź fabryczki pasty do butów liczy każdą wydaną złotówkę, więc raz kupione rozwiązanie, czy to komputer, system operacyjny, czy też oprogramowanie do obsługi księgowości, jest eksploatowane w stopniu maksymalnym, mimo że producent danego programu skończył rozwijanie produktu, a dostawca systemu operacyjnego dawno przestał go wspierać. Wciąż dużą popularnością cieszy się oprogramowanie tworzone dla DOS-u (szacuje się, że system ten ma 30 proc. działających w Polsce podmiotów gospodarczych), a w wielu firmach nadal triumfy święci dawno przebrzmiały, pierwszy 32-bitowy Windows. Właściciel małej firmy długo będzie się zastanawiał, zanim zbuduje sieć, obawiając się jej złożoności i konieczności zdania się na zewnętrznego bądź zatrudnionego - znowu koszty! - informatyka. Zwykle dostawcy rozwiązań sieciowych dopiero zmuszeni recesją interesują się segmentem MSP, wprowadzając łatwe do instalacji przełączniki, prekonfigurowane routery i inne udogodnienia. Firmy MSP są też mocno rozproszone w terenie, stanowiąc wyzwanie dla działów logistyki; ich potrzeby są mocno zróżnicowane, występują też przeróżne konfiguracje sprzętu i oprogramowania - obsługa techniczna dostawców musi być zatem przygotowana na najdziwniejsze problemy użytkowników.

Zdaniem PARP-u mimo przeszkód związanych z wprowadzaniem rozwiązań informatycznych dla firm małych i średnich, przyszłość rozwiązań IT dla tego rynku jawi się różowo. Wynika to między innymi z faktu, że duże firmy są już nasycone rozwiązaniami informatycznymi i dokonują jedynie inwestycji zaspokajających bieżące potrzeby. Firmy segmentu MSP, ich liczebność i zróżnicowanie, mogą okazać się ratunkiem dla branży IT podczas kolejnych trzech chudych lat (trzech, bowiem czas w branży informatycznej biegnie co najmniej dwa razy szybciej, a zanosi się, że w 2004 roku polski rynek IT wzrośnie o 12 proc.). I jest to chyba najważniejsza nauka, która firmy branży informatycznej wyniosła z najtrudniejszych lat w historii krajowego IT.