W jednym z opowiadań "Dzienników gwiazdowych" Stanisława Lema, profesor Dońda prowadzi badania nad śwarnetyką, dziedziną wiedzy umiejscowioną gdzieś między tym, co racjonalne i irracjonalne. W praktyce badania te sprowadzały się do faszerowania informacjami o gusłach wszelakich i czarach gigantycznych zasobów przydzielonej przez ONZ biednemu afrykańskiemu państwu maszyny obliczeniowej. Badania nad śwarnetyką były jedynie pretekstem, wynikającym z bieżących uwarunkowań politycznych państwa rozwijającego się, do eksperymentalnego udowodnienia pewnych własności informacji, mianowicie, że materia, energia i informacja są trzema postaciami masy i mogą przechodzić w siebie, zgodnie z prawami zachowania. Jako że Dońda cieszył się sławą profesora cokolwiek szalonego, jego prace zostały zignorowane przez świat naukowy. Okazało się, że informacja, podobnie jak niektóre materiały rozszczepialne, ma swoją masę krytyczną, powyżej której rozpoczyna się reakcja łańcuchowa. W efekcie eksperymentu Dońdy powstał malutki Kosmosek, nie dający się badać żadnymi znanymi metodami, jednocześnie znikła cała informacja składowana w zasobach informatycznych, powodując cywilizacyjny chaos.
Pierwsze opowiadania wchodzące w skład "Dzienników Gwiazdowych" powstały w latach 50., ostatnie w połowie lat 80. Wówczas horyzontem w dziedzinie pamięci masowych mogło być, na przykład, 100 MB. Jak bardzo wzrosła od tamtej pory ilość informacji składowanej w zasobach informatycznych? Dziś wszelkie dane, dające przetworzyć się w ciąg zer i jedynek, są pompowane do baz danych, które zawierają treści stron internetowych, zwyczaje społeczeństw, łańcuchy DNA, wzorce zapachów, leków, patentów, kolekcje bibliotek i co tam ludzkość wymyśliła bądź zbadała. Na co dzień obserwujemy natłok informacji w elektronicznych skrzynkach pocztowych, irytujemy się na administratora, że zmniejszył limit wychodzących wiadomości do kilku nieporęcznych megabajtów, ten zaś po raz kolejny śle okólniki, w których - mówiąc delikatnie - daje wyraz swemu niezadowoleniu z powodu multimedialnych załączników.
Obserwując postęp w pamięci masowych, zwłaszcza twardych dysków, trudno oprzeć się wrażeniu, że granica możliwości technologicznych zwiększania ich pojemności przez zwiększenie gęstości zapisu leży tuż-tuż. Wiadomo bowiem, że poniżej pewnej powierzchni obszaru magnesowania nie da się wytworzyć trwałych domen magnetycznych, więc inżynierowie wcześniej czy później dojdą do ściany. Intuicyjne porównanie tempa przyrostu informacji i pojemności dysków twardych sugeruje, że nie sposób składować większej ilości danych w systemie bez dokładania kolejnych urządzeń. Czy oznacza to, że w perspektywie kilkunastu lat, o ile nie pojawią się alternatywne techniki przechowywania danych (trwają intensywne prace nad "trzecim wymiarem" zapisu, co pozwoli znacznie lepiej wykorzystać nośnik informacji), można spodziewać się puchnących, rozrastających się w postępie geometrycznym, hałaśliwych, z trudem chłodzonych serwerowni? Cóż, taki jest właśnie koszt cywilizacji opartej na wiedzy. Alternatywą jest cywilizacyjny zastój, więc nawet jeśli krytyczną masę informacji możemy pozostawić fantastom, o tyle krytyczne masy na ulicach już, niestety, nie.