Dwa lata temu prezydent podpisał ustawę o podpisie elektronicznym. Był to moment przełomowy, ponieważ dzięki ustawie podpis elektroniczny stał się równoprawny z podpisem własnoręcznym. W swej koncepcji podpis elektronicznym miał przede wszystkim ułatwić życie statystycznemu Kowalskiemu. Dzięki niemu, bez ruszania się z domu mżna by było załatwić wszelkie formalności w administracji i urzędach publicznych, bankach, w biznesie. Mimo że minęły dwa lata, Kowalski może korzystać z podpisu tylko w teorii. Urzędy mają czas do 2006 r., by dostosować placówki do użycia e-podpisu i nie spieszą się z tym. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest niewystarczające dostosowanie prawodawstwa i procedur postępowania administracyjnego. Nie oznacza to jednak fiaska koncepcji. Prędzej czy później podpis elektroniczny stanie się powszechny i popularny, tak jak dzieje się to w przypadku zwykłego podpisu elektronicznego (niewymagającego certyfikacji) w sektorze telekomunikacyjnym, bankowym i w dużych korporacjach. Pytanie tylko, czy stanie się to za dwa, czy za siedem lat? Życzę udanej lektury.