Któż z nas nie marzy o tym, by maksymalnie ograniczyć konieczność przychodzenia do urzędów albo odstawania w kolejkach na poczcie po to, by nadać pismo urzędowe.
Ustawa pozwala także na komunikowanie się z organami administracji publicznej. Powinny one przystosować swoje systemy do kontaktu z obywatelami i przedsiębiorstwami oraz innymi podmiotami w ciągu czterech lat od wejścia ustawy. Od sierpnia 2006 roku będą miały obowiązek przyjmowania podań, deklaracji w postaci elektronicznej z użyciem bezp. podpisu elektronicznego, np. formularzy takich jak PIT, CIT czy SAD. Niestety, termin ten może zostać przesunięty na 2007 r. przy okazji uchwalania znajdującej się w Sejmie ustawy o informatyzacji podmiotów wykonujących zadania publiczne (obecnie projekt znajduje się w obróbce legislacyjnej komisji sejmowych) oraz wydane zostaną przepisy wykonawcze do ustawy. Regulacja dotycząca sektora publicznego jest szczątkowa i nie obejmuje wielu kwestii związanych z utrwalaniem dokumentów urzędowych, potwierdzaniem doręczenia pism elektronicznych, standardów e-faktury etc., a jest kluczowa dla upowszechniania się nowoczesnych technik informacyjnych w całym obrocie prawnym.
Bardzo wolno na podpis elektroniczny reaguje cały system prawa przez wieki przyzwyczajony do obrotu papierowego. Nawet tak banalny problem jak brak znaczka opłaty skarbowej, mimo nowelizacji przepisów o opłacie skarbowej, nie został należycie rozwiązany. W niektórych państwach problem ten jest rozwiązywany w oparciu o system "pre-paid". Prawo jest znacznie bardziej konserwatywne niż postęp w dziedzinie technologii. Zasadniczym powodem, dla którego bezpieczny podpis elektroniczny w Polsce nie jest powszechny, jest postawa państwa, które mimo że stworzyło restrykcyjne warunki uzyskiwania statusu kwalifikowanego podmiotu, nie daje obywatelom możliwości jego wykorzystywania w urzędach. Co z tego, że kupimy sobie certyfikat kwalifikowany u jednego z czterech wpisanych na listę ministra gospodarki podmiotów (PWPW SA, TP Internet, Unizeto Szczecin lub KIR SA), kiedy praktycznie żaden urząd w Polsce nie jest w stanie elektronicznie go odebrać i obrobić?. Mało tego, administracja nie chce używać bezpiecznych podpisów i przy każdej okazji buduje, na koszt podatnika, czyli za publiczne pieniądze, własne wewnętrzne centra certyfikacji, jak ostatnio na potrzeby CEPiK. Nic więc dziwnego, że ogółem wydanych jest tylko kilkaset kwalifikowanych certyfikatów, a więc taka mniej więcej liczba osób może składać bezpieczne podpisy elektroniczne. Wygląda na to, że państwo stworzyło system, prywatni inwestorzy wyłożyli duże pieniądze, a teraz państwo temu systemowi przestało ufać.
W wielu państwach UE technologie oparte o PKI upowszechnia się poprzez implementowanie podpisu elektronicznego do dowodów osobistych i rozwój usług publicznych on-line (Włochy, Estonia, Finlandia, Belgia, Holandia). W innych poszukuje się prostszych dla użytkownika rozwiązań, opartych o oprogramowanie i prywatny PIN, który jak w Danii, dystrybuowany jest w zasadzie za darmo. Co ciekawe, to rozwiązanie jest wprowadzane, mimo że nie może być uznawane za w pełni bezpieczny rodzaj podpisu elektronicznego w rozumieniu standardów UE, dotyczących zaawansowanego podpisu elektronicznego, a może być z powodzeniem używane w duńskich urzędach. Chodzi o to, by system komunikacji obywatela z państwem mógł być jak najbardziej przyjazny i dostępny dla każdego.
Pora wreszcie na nowelizację polskiej ustawy o podpisie elektronicznym i poluzowanie jarzma wielu absurdalnych ograniczeń, o co od dawna zabiegają organizacje branżowe (Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji i Polskie Towarzystwo Informatyczne), np. w stosowaniu zwykłego podpisu elektronicznego. Według polskiej ustawy, nawet stosowanie zwykłego podpisu musi być poprzedzone zawarciem umowy na piśmie, choćby miał on być stosowany tylko do celów wewnątrzkorporacyjnych lub w stosunkach uczelnia-student. Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Czas na zmiany.