Okazało się, że w marcu przedsiębiorcy zlikwidowali 742 tysiące miejsc pracy. W przypadku GM inwestorów zaskoczyło radykalne stanowisko przypisywane prezydentowi Barackowi Obamie w kwestii przyszłości tego koncernu.
Według nieoficjalnych informacji szef państwa sądzi, że bankructwo firmy z Detroit jest najlepszą drogą do restrukturyzacji. W przypadku General Motors i Citigroup czynnikiem negatywnym było też usunięcie tych firm z globalnego indeksu Dow Jonesa i możliwe ich wypadnięcie też ze wskaźnika Dow Jones Industrial Average. Indeksy później ruszyły do góry dzięki lepszym niż oczekiwano wieściom z rynku nieruchomości i przemysłu.
W Europie Dow Jones Stoxx 600 ostatecznie zyskał 1,6 proc. Wcześniej był pod kreską. Zwracała uwagę przecena akcji Royal Dutch Shell. Sprawiły to dwa czynniki: spadek ceny ropy naftowej oraz sprzedaż walorów brytyjsko-holenderskiej firmy przez amerykański bank Morgan Stanley. Taniały też papiery innych spółek z branży paliwowej.
Inwestorzy pozbywali się akcji Lafarge, najbardziej zadłużonej firmy cementowej. Z powodu lepszych rekomendacji drożały spółki telekomunikacyjne. Goldman Sachs podbił notowania Vodafone, Belgacom i Telecom Italia. O końcowych zwyżkach na rozwiniętych parkietach europejskich przesądziły wieści z drugiego brzegu Atlantyku. MSCI Asia Pacific wzrósł o 1,6 proc. Wzięcie miały akcje firm motoryzacyjnych, gdyż inwestorzy uznali, że japońscy i południowokoreańscy producenci aut mogą skorzystać na bankructwie General Motors i Chryslera.
Notowania ropy naftowej spadły wczoraj w Nowym Jorku o 2,8 proc., do 48,3 USD za baryłkę. W pewnym momencie wynosiły już tylko 47,35 USD, najmniej od 18 marca. Nie mogło być jednak inaczej, skoro po publikacji raportu Departamentu Energii USA kolejny raz okazało się, że w dalszym ciągu mocno rosną amerykańskie zapasy tego surowca.