– Rozpoczynamy właśnie analizować te wnioski – dodała. Nie chciała jednak zdradzić, kto, prócz Zakładów Azotowych Puławy, ubiega się o przejęcie włocławskiej spółki chemicznej.
O tym, że Puławy chcą kupić Anwil, wiadomo dzięki ich poniedziałkowemu komunikatowi. Orlen jedynie potwierdził, że to jeden z trzech podmiotów, jakie znalazły się na krótkiej liście chętnych. Z naszych informacji wynika, że pozostali dwaj inwestorzy z krótkiej listy to podmioty zagraniczne – fundusz inwestycyjny oraz spółka z branży chemicznej.
Według naszych informacji Puławy mogą być w tym zestawieniu inwestorem preferowanym przez Orlen. Chociaż trzeba zauważyć, że inaczej to może wyglądać z punktu widzenia zarządu samego Anwilu. Dlaczego? Puławy to firma kontrolowana przez Ministerstwo Skarbu Państwa (resort ma obecnie 50,72 proc. akcji zakładów). To oznacza, że zarobki zarządu zarówno samych Puław, jak i spółki, w których mają one więcej niż połowę udziałów, są ograniczone przepisami tzw. ustawy kominowej.
Gdyby więc ZA Puławy stały się właścicielem 84,79 proc. papierów Anwilu (taki pakiet sprzedać ma Orlen), ustawowe ograniczenia objęłyby również menedżerów firmy z Włocławka. Dziś (ponieważ MSP kontroluje tylko 27,52 proc. płockiego koncernu), zarabiają oni kilkadziesiąt tysięcy zł miesięcznie. Natomiast po ewentualnym zakupie firmy przez Puławy mogliby najwyżej czterokrotność średnich krajowych zarobków. Wartość księgowa Anwilu to około 1,8 mld zł. W ubiegłym roku szacowano, że spółka może zmienić właściciela za 1,5–2 mld zł. Puławy, jak wynika z naszych obliczeń, po zapłaceniu dywidendy będą miały 300–350 mln zł gotówki. Skąd zatem wezmą pieniądze na ewentualny zakup zakładów z Włocławka?
– Na razie nie będziemy w żaden sposób komentować sprawy ewentualnego przejęcia Anwilu – powiedział nam wczoraj Grzegorz Kulik, rzecznik prasowy Puław.