Azoty się nie poddają. Chcą rosnąć szybciej niż rynek

Szacujemy, że w tym roku popyt na nawozy wróci do poziomów z lat 2020–2021. My w tym powrocie nie tylko chcemy uczestniczyć, ale też zyskiwać więcej niż konkurencja – mówi Hubert Kamola, prezes Grupy Azoty Puławy i wiceprezes Grupy Azoty.

Publikacja: 18.07.2024 06:00

fot. mpr

fot. mpr

Foto: materiały prasowe

Od dłuższego czasu sytuacja na europejskim i polskim rynku nawozów sztucznych jest trudna. Czy widać już istotne symptomy jej poprawy?

Dziś Unia Europejska posiada około 10 proc. globalnego rynku nawozowego, a Polska – około 1 proc. Dla porównania, udział Chin to blisko 20 proc. Potężnym rynkiem są też Indie, Ameryka Łacińska z Brazylią na czele oraz USA i Kanada. Mówiąc o sytuacji na naszym kontynencie, po pierwsze, trzeba mieć na uwadze bilans popytu i podaży nawozów mineralnych. Prognozy International Fertilizer Association, czyli Międzynarodowego Stowarzyszenia Nawozowego, mówią o średniorocznym wzroście globalnego zapotrzebowania od 1 do 2 proc. do 2030 r. Oczywiście w każdym regionie wygląda to nieco inaczej. W Europie wzrosty w perspektywie 2030 r. raczej nie są prognozowane. To konsekwencja coraz powszechniejszego wykorzystywania nowych technologii, które przyczyniają się do optymalizacji procesu uprawy roślin. Obejmują one nie tylko różnego rodzaju nawożenie, ale i same nasiona, środki ochrony roślin czy zabiegi stymulacji.

Czy to oznacza, że w Europie z czasem popyt na nawozy będzie malał?

Kluczową sprawą jest bilans popytu i podaży i on jest raczej stabilny. Globalnie najważniejsze zapowiadane inwestycje mocznikowe, a więc dotyczące podstawowego nawozu azotowego, są na ten moment zrealizowane. Wyjątkiem jest Rosja, gdzie projekty umożliwiające zwiększenie mocy wytwórczych są w trakcie budowy. Mamy więc sytuację, w której europejscy producenci nawozów alarmują o coraz większym zagrożeniu w kontekście potencjalnego uzależnienia rynku UE od nawozów rosyjskich, a w tym samym czasie Rosja prowadzi działania w kierunku zwiększania swoich mocy produkcyjnych. Drugim elementem decydującym o sytuacji na rynku nawozów jest konkurencyjność kosztowa. Tu kluczową kwestią są ceny gazu ziemnego, z którego produkujemy amoniak, a dalej produkty przetworzone. Przy produkcji nawozów ważne są też koszty pozyskiwania oraz dostęp do pozostałych istotnych surowców, tj. fosforytów i potasu. W UE dużych złóż soli potasowej nie ma, dlatego głównie importowana jest z Ameryki Północnej lub z Rosji – dziś na bazie wciąż aktywnych specjalnych kwot – i z Białorusi – tu ostatnio zostały nałożone sankcje. Podobnie jest z fosforytami. W tym przypadku blisko 70 proc. globalnych zasobów złóż posiada Maroko i – podobnie jak w przypadku soli potasowej – Kanada oraz Rosja. To podkreślenie jest istotne, ponieważ dostęp do tych trzech surowców decyduje o przewadze kosztowej poszczególnych producentów nawozów. Grupa Azoty zaopatruje się w fosforyty głównie w Afryce, a w sól potasową – w Ameryce Północnej, w niewielkie ilości w Europie. W tym kontekście należy też zwrócić uwagę na ogromne turbulencje logistyczne mające miejsce w ostatnich kilku latach, będące następstwem covidu i wojny w Ukrainie. Trzecim elementem decydującym o sytuacji w naszej branży są oczywiście regulacje unijne.

Które z nich najbardziej wpływają na funkcjonowanie branży nawozowej?

Istotne konsekwencje wiążą się dla nas m.in. z regulacjami Europejskiego Zielonego Ładu, a w jego ramach z przepisami dotyczącymi systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2, czyli ETS. Tutaj pojawia się ważna zależność dotycząca systemu rozliczeń w okresie dwuletnim. W ostatnich kwartałach Grupa Azoty istotnie ograniczała produkcję, a w konsekwencji obecnie będzie nam przysługiwało mniej darmowych uprawnień, ponieważ uwzględnione zostały poziomy produkcji z poprzednich lat. Zwracamy uwagę, że to zmniejszenie produkcji było spowodowane czynnikami siły wyższej – pandemią i wojną. Będziemy zabiegać o uwzględnienie tego faktu, bowiem przy obecnym kształcie systemu rozliczeń wpada się w spiralę. Aby zwiększyć poziom produkcji, konieczny będzie zakup darmowych uprawnień do emisji CO2 na wolnym rynku, co niewątpliwie zwiększy nasze koszty. Z tej perspektywy na poziomie UE bierzemy udział w rozmowach w kierunku zmiany okresu rozliczeniowego na taki, który uwzględni produkcję na standardowym poziomie, a nie obniżonym w konsekwencji wystąpienia czynników od nas całkowicie niezależnych. Obecnie dyskutowane są propozycje litewskie i polskie, wiemy, że nasi koledzy z sektora z innych państw włączą się aktywnie w tę dyskusję.

Jakie nowe regulacje mogą się wkrótce pojawić w UE i istotnie wpływać na funkcjonowania branży nawozowej?

Od 1 stycznia 2026 r. ma wejść w życie graniczny podatek węglowy (CBAM), który co do zasady będzie obejmował produkty, przy wytworzeniu których następuje emisja CO2. To oznacza, że produkty z Afryki, Rosji, USA czy Chin importowane do UE będą obciążane tym podatkiem. To konsekwencja funkcjonowania we wspólnocie systemu ETS i konieczności tworzenia równych warunków konkurowania producentów unijnych i pozaunijnych w odniesieniu do kosztów polityki klimatycznej. W naszej ocenie jest to jednak instrument niewystarczający do ochrony interesów Wspólnoty, m.in. dlatego, że produkcja producentów spoza UE skierowana na inne rynki niż Unia Europejska nadal będzie wolna od opłat dodatkowych. Rolnik w Brazylii wyprodukuje soję lub kukurydzę bez tych regulacji, a jego produkty na globalnych giełdach będą wyznaczać ceny również dla naszych europejskich rolników. Wygląda na to, że model ETS i CBAM nie przewidział tych globalnych powiązań. Z tego powodu europejska branża rozważa poparcie mechanizmu, zgodnie z którym unijni producenci – w przypadku eksportu nawozów do krajów niepodlagających takim obostrzeniom w zakresie emisji CO2, jak obowiązujące w UE – otrzymywaliby odpowiedni ekwiwalent darmowych uprawnień do emisji CO2.

Jakie regulacje, poza dotyczącymi CO2, są jeszcze dla was kluczowe?

Ogromne znaczenie mają przepisy dotyczące zielonego wodoru, a więc wytworzonego w oparciu o odnawialne źródła energii. UE oczekuje, że do 2030 r. będzie on stanowił aż 42 proc. całości produkcji wodoru. W przypadku branży nawozowej ma to być 42 proc. zielonego amoniaku. Dziś wszyscy zdają sobie sprawię, że osiągniecie tego pułapu w tak krótkim czasie jest niemożliwe m.in. ze względu na brak odpowiedniego finansowania i odpowiednich dostaw elektrolizerów. Trzeba też zauważyć, że w związku z regulacjami dotyczącymi zielonego wodoru bardzo łatwo przemysł w UE mógłby wpaść w pułapkę uzależnienia od dostaw tego surowca z innych regionów, gdzie panują znacznie lepsze warunki do jego produkcji, np. od państw afrykańskich.

Jak wygląda obecnie sytuacja na rynku nawozowym po stronie popytu?

Siła nabywcza naszego klienta, czyli rolnika, w wyniku wojny w Ukrainie istotnie spadła. To konsekwencja m.in. przyjęcia olbrzymiej fali zbóż ze Wschodu, które przez Polskę miały jedynie przechodzić tranzytem, ale finalnie nasz kraj okazał się dla nich również rynkiem docelowym. Polska zabiegała o ograniczenie napływu rosyjskiej i białoruskiej żywności na rynek UE. Na początku marca Sejm przyjął uchwałę w sprawie nałożenia sankcji w związku z importem rosyjskich i białoruskich produktów rolno-spożywczych do UE. Od 1 lipca weszło w życie rozporządzenie Rady UE podwyższające cła na rosyjskie i białoruskie zboża. Z perspektywy sektora nawozów UE równie istotne jest wprowadzenie 30-proc. cła na rosyjskie i białoruskie nawozy. To kwestia przede wszystkim o wiele niższych kosztów wytworzenia nawozów, czyli dostępu do gazu, potasu i fosforytów. Celem tych działań, w dłuższej perspektywie, powinno być uniknięcie ryzyka uzależnienia się od nawozów ze Wschodu. Obserwujemy coraz większe zrozumienie tego problemu na poziomie UE. Jako Grupa Azoty, m.in. poprzez Fertilizers Europe, dostarczamy konkretne dane i analizy pokazujące, w jaki sposób import nawozów wpływa na unijnych producentów w naszej branży. Rozmawiamy również z COPA-COGECA, europejskim stowarzyszeniem rolników, oraz krajowymi związkami.

Jaką obecnie pozycję na polskim i europejskim rynku ma Grupa Azoty?

W Polsce lokujemy około 70 proc. produkowanych nawozów. Pozostałą część na rynkach zewnętrznych, głównie w krajach UE. Coraz istotniejszą rolę w strukturze naszego eksportu ma również Ukraina. Dziś realizujemy tam 5–6 proc. całości sprzedaży. Zakładamy jednak, że w perspektywie dwóch, trzech lat może to być nasz podstawowy zagraniczny rynek zbytu. Przyczynia się do tego przede wszystkim postępujący proces w reorientacji dostawców i mocno ograniczona lokalna produkcja z powodu zniszczonych w wyniku wojny zakładów. Oprócz tego eksport realizujemy m.in. do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, krajów bałtyckich, Czech, Słowacji, sporadycznie do krajów afrykańskich i Brazylii.

Jak na rynku nawozów mineralnych radzi sobie Grupa Azoty? Kiedy przypada szczyt sezonu nawozowego?

W tej chwili zakończyliśmy proces kontraktacji całego nowego sezonu nawozowego 2024/2025, który jak co roku rozpoczął się 1 czerwca. To data graniczna, od której podpisujemy roczne umowy z naszymi dystrybutorami. Łącznie zawarliśmy 67 umów z autoryzowanymi dystrybutorami na rynek krajowy. Jeśli chodzi o eksport, istotna część sprzedaży opiera się na umowach krótkoterminowych, z kolei część współpracy realizowana jest w ramach umów ramowych. W przypadku nawozów azotowych blisko 100 proc. ich zużycia następuje wiosną, mniej więcej od marca do maja. Z kolei nawozy wieloskładnikowe, potocznie nazywane NPK, stosowane są w 65 proc. jesienią, zazwyczaj od końca sierpnia do października, a pozostała część wiosną, w tym samym czasie co azotowe.

W jakim stopniu koncern wykorzystuje obecnie swoje moce wytwórcze w biznesie nawozowym? Niedawno zaprzestaliście podawania miesięcznych informacji na ten temat.

Decyzja została podjęta m.in. z uwagi na brak istotnych odchyleń wolumenów produkcyjnych spółek Grupy Azoty w ostatnim okresie w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Dziś pracujemy na pełnych dostępnych mocach. Przy uwzględnieniu corocznego okresu remontowego stanowią one obecnie 30 proc. ogółem posiadanych zdolności wytwórczych. Zakładamy, że pod koniec sierpnia wszystkie instalacje powinny być już dostępne i będziemy je stopniowo dociążać do maksymalnych zdolności. Co do samych danych – warto zauważyć, że konkurencja nie publikuje takich informacji.

Na ile dziś szacujecie swój udział w polskim rynku? Kto jest waszą najgroźniejszą konkurencją?

Grupa Azoty posiada ponad połowę polskiego rynku. Z kolei import stanowi około 35 proc. Jego udział w rynku w ostatnich dwóch–trzech latach zwiększał się i to jest w tym momencie nasze największe wyzwanie, przede wszystkim ze względów kosztowych. Obecnie konkurencję nad Wisłą mamy też z Afryki, Azji, Ameryki Północnej i oczywiście europejską, zwłaszcza z Niemiec, Czech, Słowacji, Rumunii i Litwy.

Skoro konkurencja jest tak mocna, to jak chcecie sprzedać całą produkcję, w dodatku znacznie większą niż chociażby w sezonie nawozowym 2023/2024?

Sprzedaż staramy się prowadzić w sposób zdecydowanie bardziej efektywny niż wcześniej, zarówno na rynku krajowym, poprzez naszych dystrybutorów, jak i w eksporcie realizowanym na poszczególne rynki. Naszym celem jest odzyskanie udziałów zarówno w sprzedaży niektórych produktów, jak i w części regionów, które wcześniej prawdopodobnie zbyt łatwo zostały oddane konkurencji. Chcemy to zrobić poprzez prowadzenie coraz bardziej elastycznej polityki ilościowo-cenowej. W rezultacie zakładamy zwiększenie naszego udziału w krajowym rynku o kilka procent.

Czy w tym roku nastąpi wzrost zapotrzebowania na nawozy w Polsce?

Szacujemy, że popyt wróci do poziomów z lat 2020–2021, czyli do około 6,5 mln ton. Tym samym może wzrosnąć nawet o 20 proc. w stosunku do 2023 r. My w tym powrocie nie tylko chcemy uczestniczyć, ale zyskiwać więcej niż konkurencja.

Do tej pory przegrywaliście ceną. Czy coś się tu zmieniło?

Importerzy wygrywali nie tylko ceną. Zdecydowanie szybciej reagowali na zmieniające się otoczenie rynkowe. Jako przykład podam, że w ostatnich latach formułowanie dodatkowej oferty cenowej dla kontrahentów często trwało w Grupie Azoty nawet dwa tygodnie. Tymczasem nie powinno trwać dłużej niż jedną, dwie godziny. Skróciliśmy proces decyzyjny, usprawniliśmy procesy i obecnie maksymalnie do dwóch godzin od inicjatywy jesteśmy w stanie przedstawić dodatkową ofertę.

W których krajach planujecie największą ekspansję?

Najważniejsze kierunki to Ukraina, Niemcy, Wielka Brytania i Francja. Ze względu na koszty logistyki i związaną z tym rentę geograficzną mamy potencjał, aby zwiększać sprzedaż we wszystkich ościennych krajach oraz dodatkowo w kierunkach skandynawskich.

Czy nowy zarząd Azotów, w obecnej, niewątpliwe bardzo trudniej sytuacji finansowej dla koncernu, już wypracował jakiś model działania, czy ma konkretne rozwiązania, dzięki którym grupa może oferować coraz więcej zielonych produktów?

Rozważamy kilka inicjatyw, których realizacja powinna przyczynić się do redukcji emisji CO2 w naszych zakładach. Planujemy też inwestycje w zielone technologie. Mam tu na myśli małe farmy fotowoltaiczne i być może powiązanego z nimi pilotażowego elektrolizera, który pozwoliłby nam przetestować i dostosować tę technologię do potrzeb grupy. Mówiąc jednak o istotnej transformacji produkcji, bardzo poważnie analizujemy temat importu zielonego amoniaku. W tym celu otwarta pozostaje kwestia inwestycji w morski terminal do jego przeładunku. Bierzemy pod uwagę możliwość rozbudowy posiadanego terminalu w Policach. Dodatkowa kwestia to inwestycje w tabor kolejowy. Do tego przedsięwzięcia chcielibyśmy pozyskać partnerów zarówno w obszarze zakupu amoniaku, jak i korzystania z naszej infrastruktury. Import amoniaku jest coraz popularniejszy wśród producentów nawozów w UE, gdyż jest tańszy od produkcji realizowanej na terenie UE w oparciu o gaz.

Czy Azoty w przyszłości w ogóle mogą być istotnym producentem zielonego wodoru, a w konsekwencji zielonego amoniaku?

Realizacja dużych projektów tego typu wprost dziś nie wchodzi w grę ze względu na konieczność ponoszenia bardzo wysokich wydatków inwestycyjnych. Jeżeli jednak pojawią się partnerzy, dla których będzie to opłacalny projekt, to jako Grupa Azoty możemy być dużym odbiorcą wytwarzanych produktów. Zielone technologie wymagają specjalnego podejścia do konstrukcji finansowania, pojawiają się różne fundusze w tym kierunku, ale wciąż raczkujemy w tym obszarze w Europie.

Od niedawna stoi pan na czele Grupy Azoty Puławy. Jakie są najpilniejsze cele do realizacji w tym roku?

Pierwszy cel to zakończenie i rozruch nowej instalacji kwasu azotowego, neutralizacji i produkcji nowych nawozów na bazie kwasu azotowego. Jej koszt szacowany jest na 695 mln zł, a termin uruchomienia to październik tego roku. Druga kluczowa inwestycja dotyczy zakończenia budowy energetycznego bloku węglowego. Obecnie trwa jego ponowny rozruch technologiczny. Powinien nastąpić do października. Wcześniej przeprowadzany rozruch zakończył się awarią. Do tego dochodzi kwestia przekroczonego budżetu i terminu realizacji. Odrębną sprawą jest kontrowersyjny charakter projektu ze względu na realizację celów dekarbonizacyjnych.

Jakie sprawy poza inwestycjami są dziś kluczowe dla zarządu Grupy Azoty Puławy?

Nasz niepokój budzi brak oczekiwanej rentowności dwóch obszarów prowadzonej działalności. Pierwszy to brak inwestycji w modernizację instalacji kaprolaktamu, który transportowaliśmy z Puław do zakładów w Tarnowie i Guben, gdzie z kolei był przetwarzany na poliamid. Dziś koszt jego produkcji jest zbyt wysoki i tym samym jedna z instalacji do wytwarzania kaprolaktamu nie pracuje od marca 2023 r. Na lipiec i sierpień zaplanowaliśmy krótki okres wznowienia produkcji celem odzyskania surowców, ale docelowo musimy popracować nad tym biznesem i przygotować realny plan na kolejne okresy. Zwiększyliśmy zdolności przetwórstwa kaprolaktamu na poliamid do 170 tys. ton, aby ten łańcuch rozwijać. Można mieć wrażenie, że w ostatnich latach ten obszar nie był w pełni efektywnie wykorzystywany. Kolejne wyzwanie dotyczy produkcji melaminy. W ostatnim czasie podjęliśmy decyzję o czasowym wstrzymaniu produkcji melaminy. Również tu, m.in. ze względu na brak inwestycji, koszty produkcji są dziś na zbyt wysokim poziomie. W tym obszarze mierzymy się również z importem z Chin, USA, Trynidadu, czyli kierunków, w których nie obowiązują regulacje dotyczące CO2, stąd nie ma konieczności zakupu uprawnień do emisji.

Na jakim etapie jest aktualizacja strategii Grupy Azoty?

W pierwszej kolejności rozpoczęliśmy prace nad programem dekarbonizacyjnym, ponieważ tu są projekty, które będą decydować o konkurencyjności grupy w perspektywie najbliższych lat. Jednocześnie podkreślamy, że priorytetem zarządu jest dziś wdrożenie i realizacja długoterminowego planu naprawczego oraz podpisanie docelowego porozumienia z instytucjami finansowymi. Równolegle optymalizujemy koszty w ramach całej grupy kapitałowej i prowadzimy działania w obszarze stabilizacji i zwiększenia przychodów.

Rynek obawia się dalszego pogorszenia się kondycji grupy

Azoty zanotowały w 2023 r. 3,29 mld zł skonsolidowanej straty netto, a w I kwartale tego roku – 0,33 mld zł straty. Co więcej, ich całościowe zadłużenie przekracza już 11 mld zł. Pogarszająca się kondycja koncernu spowodowała, że od kilku kwartałów zarząd musi prowadzić z bankami żmudne rozmowy dotyczące dalszego finansowania jego działalności.

Warunkiem jest m.in. wypracowanie akceptowalnego przez obie strony planu naprawczego. W ocenie analityków jego elementem prawdopodobnie będzie duża emisja akcji. Być może koncern będzie musiał sprzedać część swoich aktywów, m.in. niemiecką firmę zależną Compo Expert lub ciągle niezakończony sztandarowy projekt inwestycyjny Polimery Police. Analitycy obawiają się też, że kondycja grupy nadal będzie się pogarszać ze względu na słaby popyt w Unii Europejskiej oraz rosnący do niej import m.in. z Rosji i Azji. To wszystko nie podoba się inwestorom. W efekcie kurs walorów Azotów notuje najniższe wartości od ponad czterech lat. Kontrolę nad tarnowską spółką ma Skarb Państwa, do którego należy 33 proc. głosów na walnym zgromadzeniu. Ponadto 8,6-proc. pakietem dysponuje PZU. Z kolei Azoty są strategicznym udziałowcem Grupy Azoty Puławy, gdyż posiadają prawie 96 proc. jej akcji.

Chemia
DM BOŚ zaleca sprzedawanie akcji Azotów
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Chemia
Azoty chcą produkować materiały wybuchowe wspólnie z PGZ
Chemia
Dziś o kondycji Azotów decyduje brak ceł i drożejący gaz
Chemia
Spółki Azotów z lepszą współpracą
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Chemia
Spółki Azotów zacieśniają współpracę
Chemia
Azoty intensywnie szukają dróg wyjścia na prostą