LeBron przyzwyczaił kibiców do bicia wszelkich koszykarskich rekordów, nie miał też problemu z przebiciem finansowego sufitu. Żaden z jego wielkich poprzedników nie zbliżył się w czasie gry do takiej fortuny jak on (1,16 mld USD). Nawet Michael Jordan, który dziesięciocyfrowej kwoty na koncie dorobił się dopiero ponad dekadę po zakończeniu kariery – dzięki inwestycji w klub Charlotte Hornets.
As Lakers dołączył tym samym do krótkiej listy sportowców, którzy do elitarnego grona miliarderów weszli jeszcze za sportowego życia. Liczy ona ledwie kilka nazwisk. Znajdują się na niej golfista Tiger Woods (1,72 mld USD), piłkarze Cristiano Ronaldo (1,24 mld) i Leo Messi (1,15 mld), tenisista Roger Federer (1,09 mld) i pięściarz Floyd Mayweather jr (1,08 mld).
Każdy z nich był lub wciąż jest mistrzem w swoim fachu, każdy potrafił spieniężyć swój sukces, sprawić, że sponsorzy będą się ustawiać w kolejce. Woods tylko mniej niż 10 proc. swojego majątku zgromadził dzięki wygranym na polu golfowym, a nękany kontuzjami Federer przez ostatni rok zarobił poza kortem aż 90 mln USD – najwięcej ze wszystkich sportowców.
Biznesowy zmysł
Drugą marketingową lokomotywą po Szwajcarze jest dziś LeBron. Choć ma za sobą jeden z najbardziej rozczarowujących sezonów, choć nie sięgnął po piąty tytuł mistrzowski, a uznawani za faworytów i budowani za ogromne pieniądze Lakersi nie awansowali nawet do fazy play off, to indywidualnie ciągle jest gigantem. Został drugim strzelcem ligi wszech czasów (ponad 37 tys. punktów) i najstarszym zawodnikiem NBA (w grudniu będzie obchodził 38. urodziny) zdobywającym średnio ponad 30 punktów w meczu.
Pod względem łącznych zarobków w ostatnich 12 miesiącach ustępował tylko Messiemu. Na konto argentyńskiego piłkarza Paris Saint-Germain wpłynęło 130 mln USD, na LeBrona – 121,2 mln USD.