To prawdziwe symbole tego kraju, jednak część z nich już od lat nie prowadzi produkcji. Co ciekawe, to właśnie whisky wytworzona w ich murach jest szczególnie pożądana i może dostarczać naprawdę wysokich stóp zwrotu inwestorom.
Przyczyn zakończenia produkcji przez destylarnie jest wiele – kryzysy ekonomiczne w latach 70., błędy w zarządzaniu czy przejściowa moda na masowo produkowane whisky blended, które obecnie stanowią zupełnie inny segment rynku. Tak było kiedyś. Obecnie działające szkockie destylarnie stanowią zyskowny biznes i gratkę dla globalnych koncernów alkoholowych (takich jak np. Diageo czy Pernod Ricard) czy inwestorów finansowych. Według raportu firmy analitycznej The IWSR oraz portalu Just-Drinks spożycie szkockiej whisky na świecie wzrosło w latach 2001–2011 o 193,5 mln litrów. To tak jakby na mapie świata pojawił się w tym czasie zupełnie nowy kraj, pełen ludzi pijących ten trunek. Dla przykładu, w ciągu tych dziesięciu lat mniej więcej tyle whisky kupiono w Niemczech.
Grono miłośników whisky na świecie wciąż rośnie, a szczególnie pożądanymi przez nich trunkami są właśnie te pochodzące z nieczynnych destylarni. Wprawdzie nie prowadzą one już produkcji, ale pozostały po nich beczki, które są sukcesywnie butelkowane przez nowych właścicieli. Jednak liczba beczek jest ograniczona i pewnego dnia ostatnie znikną z magazynów. Według Whisky Exchange większość zapasów takich ikon świata whisky, jak: Brora, Killyloch, Lochside, Port Ellen, Rosebank i St. Magdalene (Linlithgow) zostanie wyczerpana w ciągu najbliższych trzech-czterech lat.
Nic więc dziwnego, że z każdym rokiem na rynek trafia coraz mniej butelek niektórych trunków. Mniej butelek wypuszczają zarówno wielkie koncerny, które są obecnie właścicielami wielu nieczynnych destylarni, jak również independent bottlers. Ci drudzy to niezależni od destylarni przedsiębiorcy, zajmujący się butelkowaniem i dystrybucją whisky. Jeszcze sześć lat temu wypuszczali oni w ciągu roku ok. 50 różnych edycji Port Ellen i 40 St. Magdalene. W zeszłym roku dokonali zaledwie siedemnastu butelkowań Port Ellen i tylko dwa St. Magdalene. Od 1 stycznia nie wypuścili również ani jednej butelki whisky Rosebank. Takie dane najlepiej świadczą o tym, że kończą się im zapasy, a każda beczka staje się pilnie strzeżonym skarbem.
Jak ta sytuacja przekłada się na cenę whisky? Oczywiście wraz z wiadomościami o kończących się zapasach którejś z ikon tego świata, jej cena zaczyna szybko rosnąć. Dobrym przykładem może być wzrost cen whisky Brora, w związku z ograniczeniem przez koncern Diageo liczby butelkowanych trunków. W połowie 2011 r. na rynku pojawiły się pogłoski o tym, że w poszczególnych edycjach będzie on wypuszczał mniej butelek. Te wieści szybko się potwierdziły i w zeszłym roku na rynek trafiło zaledwie 1500 butelek 32-letniej whisky Brora. Większość kolekcjonerów uznała to za znak, że zapasy tego trunku się kończą, a jego cena zaczęła gwałtownie rosnąć. Początkowa cena wspomnianej whisky wynosiła ok. 300 funtów. Po niecałym roku płaci się za nią już 410 funtów.