Historia modelu 575 w gamie włoskiego producenta rozpoczyna się w 1996 roku od prezentacji modelu 550 Maranello, czyli pierwszego od ponad 25 lat dwumiejscowego ferrari GT z silnikiem V12 zamontowanym z przodu. Dla wielu fanów marki oznaczało to powrót ferrari do źródeł, czyli do aut takich jak 330 GT czy też 365 daytona. Nowy model okazał się prawdziwym sukcesem sprzedażowym – fabrykę opuściło aż 3083 egzemplarzy. Po sześciu latach od uruchomienia produkcji, w 2002 roku, Włosi pokazali następcę 550, który pokazał, że firma stawia na zmiany ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Ulepszona wersja 550 nosiła oznaczenie 575M, przy czym litera M już nie oznaczała Maranello, ale Modificata – czyli „zmodyfikowany" po włosku. Wcześniej RETRO JEST W CENIE Ferrari 575 GTZ: nowoczesna technologia w klasycznej kreacji FOT. MAT. PRASOWE Michał Wróbel analityk, Lion's Bank w tym znaczeniu litera M pojawiła się w ostatniej generacji modelu Testarossa, czyli 512M. 575M dostało silnik o pojemności 5,7 litra zamiast 5,5 oraz, po raz pierwszy w historii marki, półautomatyczną skrzynię Magneti-Marelli typu F1 spasowaną z silnikiem V12. Silnik ten wpierw dysponował mocą 515 koni mechanicznych, która później została podniesiona do 540. Jest to ostatnie ferrari z ery, w której w aucie dominowały komponenty mechaniczne, później sukcesywnie zastępowane przez elektronikę. Aby uczcić koniec tej ery w historii firmy, japoński kolekcjoner marki Yoshiuki Hayashi postanowił zbudować specjalną wersję tego samochodu. Miała ona powstać na zakończenie produkcji 575M, czyli w pierwszej połowie 2006 roku. Aby zrealizować swój cel, Hayashi zwrócił się do jednego z najsłynniejszych projektantów karoserii we Włoszech, firmy Zagato.
Manufaktura z Mediolanu poinformowała o tym Ferrari, sugerując, iż będzie to fantastyczna okazja, aby uczcić dziesięciolecie produkcji modelu razem z producentem. Zgoda Ferrari była potrzebna, aby na zaprojektowanym na nowo samochodzie mogło się pojawić logo producenta, a także by móc pokazywać odnowiony model na wystawach. W planach Zagato było bowiem wystawienie tego auta na kilku bardzo ważnych imprezach motoryzacyjnych, między innymi na włoskim konkursie elegancji w Villa d'Este. Hayashi poprosił Zagato o wyprodukowanie dwóch sztuk, jednej przeznaczonej do jazdy i drugiej, którą zamierzał dołączyć do swojej kolekcji. Jednak Ferrari, które poparło projekt Zagato, zaproponowało stworzenie sześciu egzemplarzy.
Tak właśnie powstało 575 GTZ. Linie karoserii wpisują się w styl obrany przez biuro projektowe w XXI wieku, jest to podejście neoklasyczne, z dużą ilością elementów zapożyczonych z włoskiego designu motoryzacyjnego z lat 50. Styl tego modelu jest w pewnym sensie hołdem dla jednej z najciekawszych kreacji Zagato, czyli modelu 250 GTZ, który przez historyków motoryzacji jest uznawany za najbardziej udaną kolaborację pomiędzy producentem z Maranello oraz projektantem z Mediolanu. Ponieważ 250 GTZ zostało zaprezentowane publiczności w 1956 roku, premiera 575 GTZ była także okazją, aby uczcić 50. urodziny modelu.
Tak samo jak pierwowzór, 575 dysponuje panelami z aluminium i został pomalowany na dwa kolory, przy czym jaśniejszym lakierem pokryty został dach samochodu. Auto dysponuje też charakterystycznym dla Zagato „double- -bubble", czyli podwójnym garbem na tylnej szybie i dachu. Wiele elementów designu można odnaleźć także w innych projektach firmy, na przykład w bentleyu continental Zagato oraz w prototypie Ottovu Diatto. Ciekawostką jest fakt, że każdy z egzemplarzy 575 GTZ jest unikatowy nie tylko ze względu na kolory karoserii, ale także widać różnice w designie.
Jedna z tych odmienionych 575, o numerze seryjnym 127928, pojawiła się na publicznej aukcji zorganizowanej przez dom RM Auctions w maju 2014 roku w Monaco – to, jak na razie, był jedyny taki przypadek. Było to jedno z aut z włoskiej kolekcji Ferrari, używane do codziennej jazdy przez poprzedniego właściciela. Od innych egzemplarzy odróżniało się zaokrąglonymi kątami szyb bocznych i tylnych oraz pojedynczymi wlotami na przednich błotnikach. Jego wnętrze także zostało wy kończone od nowa na specjalne życzenie pierwszego właściciela. Podczas licytacji osiągnął on cenę 800 000 euro, jednak ta suma nie wystarczyła, aby przebić cenę minimalną, która nie została upubliczniona przez dom aukcyjny. Jednak biorąc pod uwagę, że cena nowego egzemplarza przekraczała 1,2 mln euro, trudno sobie wyobrazić, aby dało się teraz kupić taki samochód za sumę o mniejszej liczbie cyfr niż siedem.