Krach giełdowy, spowolnienie gospodarcze, brak wiary w oficjalne dane ekonomiczne, niespodziewana dewaluacja juana, chaotyczne reakcje władz na kryzys rynkowy – te czynniki sprawiły, że w ostatnich miesiącach Chiny były w centrum uwagi inwestorów z całego świata. Strach przed kryzysem w Państwie Środka doprowadził do ostrej przeceny na giełdach oraz rynkach surowcowych. Powróciła moda na czarne scenariusze i obawy przed globalną falą deflacyjną oraz recesją. Nie sposób ignorować problemów, przed jakimi stanęły Chiny. Druga (a według niektórych obliczeń pierwsza) gospodarka świata prędko się z tych kłopotów nie uwolni. Coraz częściej słychać jednak, że rynkowa reakcja na te problemy była mocno przesadzona. Są też analitycy, którzy dostrzegają w danych gospodarczych napływających z Chin sygnały mówiące o tym, że sytuacja ekonomiczna tam się stabilizuje i są nawet oznaki poprawy. Rynkowe obawy dotyczące Chin powinny więc w nadchodzących miesiącach się zmniejszać, a być może nawet ustąpić miejsca uczuciu ulgi.
Guru uspokajają
Optymistą co do Chin jest m.in. „Dr. Doom", czyli Nouriel Roubini, amerykański ekonomista, który trafnie przewidział światowy kryzys i kieruje znaną firmą analityczną Roubini Global Economics. – Rynkowa panika wokół Chin to maniakalno-depresyjne zachowanie źle poinformowanych inwestorów – przekonuje Roubini. Przypomina on, że chiński rynek akcji jest w dużym stopniu odizolowany od reszty świata i zdominowany przez lokalnych graczy. Wartość akcji znajdujących się w rękach prywatnych inwestorów sięga tam zaledwie 30 proc. PKB, gdy w USA przed krachem z 1929 r. sięgała 81 proc. PKB, a w 2000 r. 183 proc. PKB. Sytuacja gospodarcza Chin nie pogorszyła się też jeszcze aż tak bardzo, by nagle przechodzić od prognoz mówiących o 7-proc. wzroście gospodarczym do przewidywań 3-proc. lub zerowego wzrostu. – Spowolnienie gospodarcze w Chinach to ani twarde, ani miękkie lądowanie, tylko wyboiste lądowanie. Mogłoby ono być lepiej zarządzane, ale wygląda na to, że tempo wzrostu gospodarczego będzie w tym roku nie gorsze niż 6,5 proc. a w przyszłym niż 6 proc. – twierdzi Roubini.
– Inwestorzy przesadzili z oceną spowolnienia gospodarczego i warunków ekonomicznych w Chinach. Jak poczekają dwa, trzy lata, to zauważą, że one bardzo się poprawią – ocenia z kolei rynkowy guru Dennis Gartman, wydawca biuletynu „The Gartman Letter".
Mark Mobius, prezes Templeton Emerging Markets Group, zwany guru rynków wschodzących, przyznał w rozmowie z „China Business News", że w długim terminie wciąż jest optymistą co do chińskiego rynku. Nie wie tylko, kiedy zmienność zmniejszy się na nim wystarczająco, by zacząć tam znowu inwestować.
Nawet jeśli kryzys w Chinach by się przedłużał, to zdaniem części analityków będzie miał on ograniczony wpływ na europejskie rynki. – Nasi ekonomiści sugerują, że jeśli chiński wzrost gospodarczy zwolni o połowę, to PKB strefy euro spadnie o około 0,4 proc. Nawet mniej, jeśli konsumenci skorzystają z niższych cen surowców. Ekspozycja europejskich spółek giełdowych na Chiny to pod względem sprzedaży nieco ponad 5 proc., na całą Azję około 15 proc., a na rynki wschodzące 27 proc. – wyliczają analitycy Bank of America Merrill Lynch. Ich zdaniem ewentualny spadek sprzedaży na rynkach wschodzących został już uwzględniony w cenach europejskich akcji.