Igrzyska olimpijskie nie są dobrym biznesem dla miast i państw gospodarzy. Gdyby wziąć do ręki kalkulator i dokonać rachunku zysków i strat, okazuje się, że zawsze wydatki przewyższają wpływy. Kac po igrzyskach jeszcze bardziej dokucza, kiedy organizatorzy państwo albo samorząd spłacają długi, nie ma pomysłu na to, co zrobić z obiektami, na których rozgrywano zawody w mniej popularnych dyscyplinach, i pojawiają się doniesienia, że sposobem na zdobycie praw do igrzysk były łapówki.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski chciał zerwać z tą praktyką – złego zarządzania igrzyskami, rozdętym ponad miarę budżetem, nie wspominając o korupcji. Zbyt wiele stracił na tym wizerunek ruchu olimpijskiego. Paryż i Los Angeles mają dać przykład nowego podejścia do organizacji największej na świecie imprezy sportowej.
Wzór niegospodarności
Stolica Francji o igrzyska zabiega od 25 lat. Przegrała olimpijską kampanię z Barceloną w 1992 roku, Pekinem w 2008 roku i Londynem w 2012 roku. Kiedy przystępowała do kolejnej potyczki miała rywalizować z Bostonem, Budapesztem, Hamburgiem, Rzymem. Najwcześniej zrezygnowali Niemcy. Pomysł odrzucili w referendum mieszkańcy Hamburga. Węgry wycofały się wskutek decyzji rządu Viktora Orbána. Decyzję o rezygnacji Rzymu podjęła przed rokiem burmistrz miasta Viriginia Raggi. Uznała, że samo zgłoszenie kandydatury było nieodpowiedzialne, po czym wytłumaczyła, że „nie zamierza obciążać hipoteką przyszłości Rzymu". Boston nie czuł się gotowy do podjęcia wyzwania, ale znalazł w USA zastępcę – Los Angeles.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że igrzyska to bardzo atrakcyjna sportowo i medialnie impreza, ale kompletnie nieopłacalna. Przykłady z przeszłości potwierdzały tę opinię i straszyły nowych kandydatów. Pierwszy i najbardziej wyraźny sygnał ostrzegawczy wysłał Montreal w 1976 roku. Początkowo kanadyjski olimpijski projekt miał kosztować 310 milionów dolarów. Ostatecznie faktura opiewała na 2,4 miliarda USD. Prowincja Ontario musiała zadłużyć się na 1,5 mld USD. Dług został spłacony niedawno – w 2006 roku. Moskwę z 1980 roku trudno rozliczyć z powodu nierynkowego systemu gospodarczego. Los Angeles (1984) natomiast jest jedynym jak dotąd przykładem igrzysk, które przyniosły dochód. Amerykanie zarobili około 150 milionów dolarów. Pomógł im wzrost stawek za sprzedaż praw do transmisji telewizyjnych oraz nagły napływ sponsorów, ale decydujące znaczenie miało zaangażowanie kapitału prywatnego, a nie państwowego.
Od 1988 roku jednak każde miasto, które organizowało igrzyska musiało znacznie zwiększać zaplanowany wcześniej budżet – średnio o 37,5 procent. Automatycznie oznaczało to więcej wydatków niż dochodu, choć władze Barcelony (igrzyska w 1992 roku) przekonywały, że Katalonia zyskała na rozpropagowaniu regionu przez igrzyska dużo więcej niż na nie przeznaczyła.