Żołnierze biegną po złoto

Lekkoatletyka nazywana jest królową sportu, ale lekkoatleci, nawet jeśli zdobywają medale, nie cieszą się prestiżem sportowym i finansowym stosownie do monarszej rangi dyscypliny.

Publikacja: 18.03.2018 07:00

Podczas niedawnych halowych mistrzostw świata w Birmingham Polacy zdobyli pięć medali. To najlepszy wynik naszej lekkoatletyki w tej imprezie od 1999 roku i kolejny dowód na to, że ta dyscyplina ma się w kraju dobrze. Trzeba jednak dodać – co nie umniejsza sukcesów – że zawody w hali, choć dobrze się je ogląda, nie są traktowane równie poważnie, jak te na stadionie. Nie biorą w nich udziału wszyscy najlepsi zawodnicy na świecie, organizatorzy mają czasami problem z zamknięciem list startowych. W Polsce od kilku już lat Ministerstwo Sportu i Turystyki nie przyznaje stypendiów dla medalistów halowych mistrzostw, choć taka nagroda jest oczywista za miejsca na podium na mistrzowskich imprezach na otwartym stadionie.

90 tysięcy dolarów dla sztafety

Występy w hali to dla zawodników zazwyczaj etap przygotowań do występów latem, a przy okazji próba zdobycia prestiżu (dzięki medalom), czasami – jeśli się wygrywa – sposób na zarobienie dodatkowych pieniędzy w martwej części sezonu.

W Birmingham w niezwykle spektakularny sposób finał sztafety 4 x 400 m wygrała polska drużyna. Pokonała Amerykanów, bijąc rekord świata. Na ostatniej zmianie Jakub Krzewina minął rywala na ostatniej prostej, jakby to był wyścig samochodów, a nie ludzi. Nadało to rywalizacji wyjątkowej dramaturgii. Te okoliczności sprawiły, że po zakończeniu mistrzostw IAAF uznała ten bieg za najważniejsze wydarzenie imprezy.

Za pobicie rekordu świata sztafeta w składzie Karol Zalewski, Rafał Omelko, Łukasz Krawczuk, Jakub Krzewina otrzymała czek w wysokości 50 tys. USD i za pierwsze miejsce dodatkowo 40 tys. USD. Łącznie 90 tys. USD dla drużyny do podziału, wraz z trenerem, fizjoterapeutami – to w świecie lekkiej atletyki i tak sporo, choć mało jak na standardy współczesnego sportu.

Adam Kszczot, który wygrał w równie emocjonujący dla widzów sposób bieg na 800 m, nie miał wcale zamiaru wystartować na mistrzostwach świata. Wcześniej brał udział w kilku mityngach, we wszystkich zwyciężył. Łodzianin za wygraną w klasyfikacji generalnej cyklu halowych mityngów otrzymał nagrodę 20 tys. USD. Czuł, że jest w formie, jeszcze bardziej drażnił go brak złotego medalu w hali na mistrzostwach świata (do tej pory miał srebro i brąz), pojechał więc do Birmingham i wygrał. Poza zaspokojeniem sportowych ambicji zarobił 40 tys. USD za tytuł mistrza.

Mistrzyni z biednego klubu

Lekkoatleci, nawet ci najlepsi w kraju, szukają takich okazji do zarobku, bo nie mogą liczyć na wysokie kilkuletnie kontrakty gwarantujące comiesięczną pensję jak na przykład piłkarze. Oni również są związani z klubami, ale po to, aby ułatwić sobie sportowe życie, a nie czerpać z tej przynależności zyski.

Anita Włodarczyk jest obecnie najwybitniejszą polską lekkoatletką, dwukrotną złotą medalistką olimpijską, trzykrotną mistrzynią świata, rekordzistką świata w rzucie młotem. Reprezentuje RKS Skra Warszawa, klub zasłużony, ale biedny jak mysz kościelna, od kilku lat chylący się ku upadkowi. Ta przynależność jest bardziej ukłonem mistrzyni wobec od lat związanego ze Skrą jej trenera Krzysztofa Kaliszewskiego, choć gwarantuje również niewielkie stypendia. Kszczot jest zawodnikiem mało znanego, ale prężnie działającego RKS Łódź.

Ze złotych medalistów w sztafecie trzech – Krawczuk, Krzewina, Omelko – należy do WKS Śląsk Wrocław, a jeden – Karol Zalewski – do AZS UWM Olsztyn. WKS, czyli Wojskowy Klub Sportowy, i nie jest to nazwa symboliczna, podobnie jak Akademicki Zespół Sportowy. Krawczuk, Krzewina i Omelko są żołnierzami Wojska Polskiego, mają etaty w wojsku. Zapewnia im to niezbędną materialną stabilizację, ale nie tylko. W tym przypadku dodatkowym atutem jest również osoba trenera od lat związanego ze Śląskiem Józefa Lisowskiego, który opiekując się całą grupą zawodników, stworzył odpowiednie warunki, by ich lepiej przygotować i zgrać, co w sztafecie odgrywa ogromną rolę.

To kolejny w polskim sporcie przypadek łączenia roli sportowca z wykonywaniem zawodu w służbie państwowej. Złoty medalista olimpijski z Soczi w łyżwiarstwie szybkim Zbigniew Bródka jest strażakiem w Domaniewicach pod Łowiczem. Jeździ do akcji, potrzebuje zgody dowódcy na wyjazd na treningi. Może akurat w tym przypadku życie zawodowe nie pomaga w osiąganiu wyników sportowych, co widać po ostatnich wynikach Bródki.

Mityngi dają zarobić

Głównym źródłem zarobków dla lekkoatletów na świecie są jednak mityngi. Nawet zimą, co pokazuje przykład Kszczota czy Konrada Bukowieckiego. Kulomiot Bukowiecki nie wypadł dobrze w Birmingham, zajął ósme miejsce. Słaby występ tłumaczył kontuzją ręki, choć wcześniej w Toruniu uraz nie przeszkodził mu uzyskać znakomitego wyniku – 22 m, co jest halowym rekordem Polski. Bukowiecki zaraz po starcie w Anglii, nie zważając na zdrowie, poleciał do Nowej Zelandii na serię mityngów organizowanych przez jednego ze swoich rywali i przyjaciela Tomasa Walsha.

Jako że lekkoatletyka jest dyscypliną letnią i raczej europejską, to właśnie latem odbywają się najważniejsze mityngi, przynoszące największy dochód zawodnikom. W 2010 roku zainaugurowany został cykl zawodów Diamentowej Ligi (IAAF). Adekwatnie do nazwy mają one zapewnić lekkoatletom godziwy zarobek. Dla zwycięzców cyklu w poszczególnych konkurencjach premia wynosi 50 tys. USD plus nagrody za wygrane w pojedynczych mityngach. Drugi zawodnik otrzymuje wypłatę 20 tys. USD, a trzeci – 10 tys. USD. Standardem jest, że zawodnicy otrzymują tzw. startowe za przyjęcie zaproszenia na mityng, zwłaszcza jeżeli nie należy on do cyklu Diamentowej Ligi. Stawka dla najbardziej znanego współczesnego sprintera Usaina Bolta, który w zeszłym roku zakończył karierę, wahała się od 200 do 400 tys. USD za mityng.

Żeby przeciwstawić się mityngom organizowanym przez prywatnych właścicieli, IAAF wprowadził cykl nieźle opłacanej Diamentowej Ligi. Również dlatego wypłaca premię za miejsca zajęte na mistrzostwach świata. Złoty medal mistrzostw świata w Londynie w ubiegłym roku w konkurencjach indywidualnych wart był 60 tys. USD, srebrny – 30 tys. USD, a brązowy – 20 tys. USD. Za medale igrzysk olimpijskich płacą krajowe komitety. PKOl za złoto wypłacał 120 tys. zł (z lekkoatletów zdobyła je Włodarczyk), za srebro 80 tys. zł (dyskobol Piotr Małachowski), za brąz 50 tys. zł (młociarz Wojciech Nowicki).

Niedoceniani?

Najlepsi – ci zdobywający medale – lekkoatleci w Polsce, jak Włodarczyk, Paweł Fajdek (młot), Nowicki, Kszczot, Małachowski, Piotr Lisek (tyczka), uczestnicy sztafet 4x400 m, nie mają źle. Zarabiają na zawodach, dostają stypendia ministerialne za wyniki sportowe, a kilkanaście osób sponsorowanych jest przez Orlen, koncern od kilku lat mocno wspierający polską lekkoatletykę. Sponsorzy lubią tę dyscyplinę, bo transmisje z najważniejszych imprez mistrzowskich mają kilkumilionową widownię i trwają przez ponad tydzień. Przelicznik reklamowy przebija znacznie zainwestowany w ten sposób kapitał. Oprócz Orlenu lekkoatletów wspiera też polska firma odzieżowa 4F.

Młodzi zawodnicy, osiągający obiecujące rezultaty, mogą liczyć na stypendia ze związkowej puli, a od niedawna z ministerstwa dzięki programowi wsparcia czołowych młodzieżowców – Team 100. Są też etaty, np. w wojsku, jak dla złotych medalistów w Birmingham w sztafecie. Ten system sportowego szkolenia i finansowego wsparcia w lekkiej atletyce działa na tyle dobrze, że przynosi sukcesy na najważniejszych imprezach, z każdej Polacy przywożą po kilka, kilkanaście medali. Lekkoatleci raczej nie narzekają, robią swoje. Czasami jednak mówią, że nie są dość doceniani za to, co osiągają. Dwa lata temu średniodystansowcy Kszczot i Marcin Lewandowski porównali zdobyte przez siebie medale z awansem do ćwierćfinału mistrzostw Europy piłkarzy, twierdząc, że w przypadku Lewandowskiego i spółki trudno mówić o sukcesie. Ćwierćfinał w lekkiej atletyce to przecież żadne osiągnięcie. Zostali mocno skrytykowani, ale bronią się kolejnymi medalami i rekordami.

[email protected]

Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu