Branża finansowa podchodzi do bitconia ze sporą rezerwą, słusznie kojarząc kryptowaluty z dużym ryzykiem. Wtórują jej profesorowie ekonomii, którzy stosując tradycyjne metody wyceny, oparte na przepływach pieniężnych, wyceniają bitcoina na zero. Pod tym kątem kryptowaluty są bliskie dziełom sztuki, które też nie produkują żadnych odsetek i dywidend, a coś warte są. Jednak za jednego bitcoina można dziś kupić kawalerkę w Polsce, w centrum dużego miasta. Żeby zrozumieć, dlaczego tak jest, trzeba poznać jego historię.

Ludzie kodują wiadomości od jakichś 25 wieków, ale dopiero w poprzednim nastąpił szybki rozwój kryptografii. W latach 80. powstała też koncepcja waluty na niej opartej, a bańka internetowa z 2000 r. zapewniła możliwości techniczne pod postacią globalnej sieci komputerów. Potrzebny jednak był impuls, żeby przekuć pomysł w rzeczywistość. Ten pojawił się w 2008 r. w formie kryzysu finansowego. Przyniósł obawę o stabilność systemu bankowego w USA oraz masowe drukowanie pieniędzy przez Fed w celu pobudzenia gospodarki. Bitcoin odpowiedział na potrzebę waluty niezależnej od rządów i systemu finansowego. W jej popularyzacji za oceanem mogła też pomóc złość na Wall Street, związaną koniecznością ratowania banków inwestycyjnych za pieniądze podatnika.

Oczywiście w tamtym czasie nie można było przewidzieć, że ten projekt się uda. Aby jego cena rosła, musiałby zdobywać coraz większe grono użytkowników przekonanych o jego wartości. Tutaj pomogły dwie rzeczy. To, że był pierwszy. Naturalnie kojarzył się z rynkiem krypto, niczym Coca-Cola i McDonald’s w swoich dziedzinach. Jednak przede wszystkim zadziałało to, że jego podaż ograniczono do 21 milionów sztuk („wydobywanych” stopniowo). To wyróżniło cyfrową walutę o identyfikatorze BTC nie tylko w stosunku do tradycyjnego pieniądza, ale także do akcji spółek giełdowych, których liczba może się zwiększać.

Ważną rolę w historii bitcoina odegrał SEC, czyli amerykański nadzór finansowy. W grudniu 2017 r. pozwolił uruchomić na niego kontrakty terminowe, a w styczniu 2024 r. wyraził zgodę na ETF-y. Będąc pod presją milionów użytkowników i firm z branży krypto, aby w jakiś sposób te inwestycje uregulować, wybrał drogę najbezpieczniejszą dla siebie. Uchylił drzwi do świata tradycyjnych finansów temu wynalazkowi, który wydawał się najbardziej „przewidywalny”.

W ten sposób dodatkowo umocnił pozycję bitcoina, który dziś stanowi około 65 proc. kapitalizacji rynku kryptowalut. Jednak pamiętajmy, że to w żaden sposób nie determinuje wzrostu jego ceny w przyszłości.