Pomimo zgrzytów komunikacyjnych, które zdarzały się J. Powellowi w pierwszych miesiącach urzędowania, od długiego czasu pozostawał nadzwyczaj precyzyjny w swoich deklaracjach i już dawno wydawało się, że opanował sztukę zarządzania bankiem centralnym w taki sposób, by inwestorzy mieli wrażenie, że wiedzą, co planuje, nawet jeżeli okresowo próbowali na niego i jego kolegów z FOMC wywierać presję. Ostatnimi czasy można odnieść wrażenie, że więcej o planach komitetu można się dowiedzieć od byłych członków komitetu niż od obecnych.

Jaka obniżka? 50 punktów bazowych, czy jednak 25 punktów?

We wtorek rynek przypisywał obniżce stóp o 50 pkt baz. prawdopodobieństwo 67 proc., dwukrotnie wyższe niż cięciu o 25 pkt baz., ale my oceniamy te proporcje odwrotnie. Uważamy, że najlepszym sposobem działania jest pozostanie przy strategii pewności siebie i ostrożnego optymizmu, której zaprzeczeniem byłoby rozpoczynanie cyklu od dużego ruchu. Byłoby to zwyczajnie dziwne w sytuacji, gdy giełdy flirtują z historycznymi szczytami, a dane PKB mówią na razie o wzroście w okolicy potencjału. W tym tysiącleciu cykle rozpoczynały się od cięć o 50 pkt baz. trzy razy, w 2001, 2007 i 2020 r. Za każdym razem następowała potem recesja. Po niezwykle długiej przerwie między ostatnią podwyżką a pierwszą obniżką taki ruch to właściwie przyznanie się do błędu w polityce monetarnej, które ma szansę skutkować wzrostem awersji do ryzyka. Od początku lat 90. XX w. FOMC cztery razy zaczynał cykle od ruchu o 25 pkt baz. i w co najmniej dwóch z tych przypadków (1990 r., 1998 r.) bieżąca sytuacja wygląda znacznie gorzej niż obecnie.

Które argumenty przeważą?

Zwolennicy mocniejszych obniżek mają jeden podstawowy argument – stopy już teraz mogłyby być znacznie niższe, a scenariusz uporczywej, „lepkiej” inflacji, którego można się było obawiać w ubiegłym roku, wydaje się mniej prawdopodobny z każdym miesiącem. Wciąż lepiej w naszej ocenie przyjąć strategię „cięcia po 25 pkt baz. na każdym posiedzeniu do odwołania”, niż starać się nadganiać trendy na rynku pracy, które faktycznie mogłyby zostać zauważone wcześniej, gdyby nie nadmierne przywiązanie do coraz mniej wiarygodnych danych BLS o zatrudnieniu. Narrację miękkiego lądowania trudno będzie pogodzić z gwałtownymi działaniami, tym bardziej że na razie analitycy oficjalnie oczekują w 2025 r. wzrostu przychodów spółek o 6 proc., a ich zysków o 15,4 proc. Twórcy kasandrycznych prognoz natomiast powołują się głównie na historyczne techniczne prawidłowości, które od czasu pandemii w wielu wypadkach stały się niewiarygodne.