Zarówno na polskim, jak i globalnym rynku brakuje klarownej definicji tzw. rajdu św. Mikołaja. Niektórzy każdą poprawę giełdowego sentymentu od połowy listopada do końca roku starają się tłumaczyć pomocą tego świętego. Nic bardziej mylnego. Rajd o jego imieniu związany jest bowiem ze specyficznym okresem pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem. To okres obniżonej płynności na rynkach. Jednocześnie dochodzi w nim do zamknięcia starego roku kalendarzowego oraz później otwarcia nowego. W skrócie to wymarzony czas na transakcje zarówno porządkujące, jak i upiększające portfele. Tych pierwszych z reguły więcej jest na początku grudnia, kiedy płynność jest większa. To właśnie dlatego, gdy się bliżej przyjrzeć sezonowemu zachowaniu indeksu S&P 500, z reguły nie wygląda on najsilniej na początku grudnia. Poprawa następuje dopiero w dalszej części miesiąca, a szczególnie pod jego koniec.
Co ciekawe, w tym roku początek grudnia także nie był szczególnie silny, co idealnie współgrało z opisaną powyżej sezonowością. Jeszcze ciekawsze będzie jednak zachowanie rynku pod koniec roku i na początku następnego. Jeżeli popyt będzie wówczas dominował, to będzie można wyciągnąć z tego dwa wnioski. Pierwszy, dość trywialny, że św. Mikołaj tradycyjnie przyszedł do inwestorów i rozdał im prezenty. Drugi, zdecydowanie ważniejszy, oznaczałby, że sezonowe wzorce się sprawdzają i tym samym dobrze rokują na kolejny rok. Dlaczego? Otóż jeżeli w sezonowo najbardziej byczym okresie rynek nie pokazuje wzrostów, to oznacza, że strona popytowa do silnych nie należy i w kolejnym roku ciężko będzie o szybką tego zmianę. Tym samym ostatnie sesje tego roku i początek następnego to także papierek lakmusowy pokazujący kondycję rynku.
Ale w jakie dokładnie ramy zamknąć ten mityczny okres rajdu? Według definicji zawartej w amerykańskim „Almanachu inwestora giełdowego” to okres rozpoczynający się zaraz po 24 grudnia i kończący na drugiej sesji Nowego Roku. Patrząc na historyczne dane z Wall Street przez pryzmat tak zdefiniowanych ram, otrzymujemy pozytywny wynik w ok. 80 proc. przypadków ze stopą zwrotu przekraczającą 1,3 proc. Jeżeli sprawdzimy wszystkie pozostałe okresy o podobnej liczbie dni sesyjnych, to dla indeksu S&P 500 ta statystyka jest zdecydowanie gorsza i wskazuje na zwyżki w ok. 60 proc. przypadków ze stopą zwrotu wynoszącą ok. ćwierć procenta. To duża i statystycznie ważna różnica. Bardzo więc ciekawe, jak to będzie wyglądało w tym roku.