Kiedy przed trzema laty na giełdzie wybuchła panika związana z pandemią, skarbówki dały inwestorom schronienie, ale też i niezłe zyski – rentowność amerykańskich dziesięciolatek spadła wówczas w dwa tygodnie z 1,4 do 0,4 proc. W połączeniu z inflacją i już wtedy podejmowanymi decyzjami o zamrożeniu gospodarki i jednoczesnej pomocy finansowej oferowanej bezpośrednio konsumentom i przedsiębiorcom, takie paniczne zakupy nie miały długoterminowej perspektywy. Ale potrzeba było roku, zanim rentowność wróciła do wyjściowego poziomu, i aż dwóch, zanim na dobre go przekroczyła. Z perspektywy trzech lat zakup obligacji w okresie szybkiego wzrostu ich cen okazał się kosztownym błędem.
Z kolei w tygodniach paniki po upadku Lehman Brothers rentowność amerykańskich dziesięciolatek spadła z 4 proc. do 2 proc. między październikiem i grudniem 2008 r., ale do czerwca 2009 r. z tych zysków nie zostało zupełnie nic. Dezinflacyjny trend w kolejnych latach spychał rentowności coraz niżej i po trzech latach wróciły one do 2 proc., ale dopiero w 2019 r. spadły niżej. I właśnie wtedy kolejny atak paniki (wybuch covidu) zastał je na poziomie tak niskim, że dalsze zakupy wydawały się pozbawione sensu. A jednak inwestorzy uciekający z rynków akcji nie wahali się ani chwili.
wynosi różnica między rentownością obligacji 10-letnich USA a oczekiwaną inflacją.
Być może zatem – mimo niezbyt atrakcyjnej relacji rentowności obligacji i perspektyw inflacji – i tak przyjdzie moment, w którym obligacje będą mocno zyskiwać. Warto wówczas rozważyć przyczynę tego wzmożonego zainteresowania obligacjami. Być może będzie stał za nim tylko strach. Choć nie da się też wykluczyć, że obydwa zjawiska (widmo zduszenia inflacji i panika) wystąpią jednocześnie. Wszak to recesja jest opatrunkiem dla inflacji, a zarazem trudno powiedzieć, by indeksy giełdowe dyskontowały właśnie recesyjny scenariusz.
Dylemat związany z inwestycjami w obligacje, o których „wiadomo”, że przyniosą realne straty, ilustrują notowania niemieckich obligacji dziesięcioletnich. Ich aktualna rentowność (2,24 proc.) jest znacznie niższa nie tylko od inflacji spodziewanej w Niemczech na koniec roku, ale także od inflacji spodziewanej na koniec przyszłego roku (2,4 proc.). Rentowność spychają nie tylko oczekiwania co do przyszłej inflacji w strefie euro i decyzji Europejskiego Banku Centralnego, lecz także przekonanie inwestorów, że właśnie niemieckie obligacje (i innych krajów północnej Europy, z których Niemcy są po prostu największe) oferują najlepszą mieszankę bezpieczeństwa i płynności.