Atak Rosji na Ukrainę jest czarnym łabędziem dla świata rynków finansowych i gospodarki, który wywraca do góry nogami wszystkie dotychczasowe założenia i prognozy?
To nie jest czarny łabędź. Jest to zdarzenie, które zmienia otoczenie, w którym funkcjonujemy. Zmiana stanu pokoju w wojnę oznacza drastyczną zmianę uwarunkowań, które musimy brać pod uwagę, inwestując, ale też żyjąc. Sama wojna na Ukrainie trochę zaskoczyła uczestników rynku, ale nie nazwałbym tego czarnym łabędziem. Ta wojna toczy się już od wielu lat. Inwestorzy w mniejszym lub większym stopniu brali prawdopodobieństwo takiego zdarzenia. Dzisiaj mamy zmianę otoczenia, w którym funkcjonujemy. Mamy zupełnie inne mechanizmy działania i oceniania sytuacji, w której funkcjonujemy.
Jak to wszystko może wpłynąć na polską i światową gospodarkę?
Negatywnie. Już to widzimy. Przede wszystkim przez emocje związane z tymi zdarzeniami. Emocje zawsze skutkują nie do końca przemyślanymi działaniami. Mogliśmy to zaobserwować na ostatnich dwóch–trzech sesjach, kiedy mieliśmy spadki rzędu 10–15 proc., jak i podobne zwyżki. Tego typu zmienność może wydawać się interesująca z punktu widzenia inwestorów, którzy operują w ujęciu jednodniowym. Z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego to zmienność, która często prowadzi do utraty wartości kapitału, bo przekłada się na działania inwestorów, którzy reagują po jednym–dwóch dniach. Umarzanie i wycofywanie środków odbija się na wartości ich portfeli. Gdyby inwestor zareagował po pierwszym dniu mocnych spadków i złożył zlecenie umorzenia środków np. w funduszu inwestycyjnym, to nie miałby szansy uczestniczyć w odreagowaniu następnego dnia. Utraciłby dużą część swojego kapitału.