Bój o wycofanie Kernela z giełdy trwa już ponad rok i budzi coraz większe emocje. Część akcjonariuszy mniejszościowych złożyła pozwy do sądu i domaga się zablokowania delistingu. Przekonują, że Kernel złamał przepisy i że nie respektuje praw akcjonariuszy mniejszościowych. Spółka zaprzecza i podtrzymuje plan wyjścia z giełdy.
– Rada dyrektorów przeprowadziła długie i staranne analizy na temat wycofania z obrotu i doszła do wniosku, że ta decyzja służy najlepiej interesom firmy. To konieczny, legalny i uczciwy proces, zapewniający większą elastyczność w zarządzaniu – twierdzi Kernel. W jego ocenie działania firmy nie są w żadnym stopniu krzywdzące dla mniejszościowych akcjonariuszy.
– Jesteśmy głęboko przekonani, że wielu akcjonariuszy skorzystało z dobrej okazji, którą zapewnił Namsen, akcjonariusz, który zainicjował wycofanie z obrotu, aby zdywersyfikować swoje portfolio i wyjść z inwestycji osłabionej przez wojnę w Ukrainie w ramach oferty skupu zapewnionej przez firmę Namsen – twierdzi Kernel.
Czytaj więcej
Giełdowa spółka zdecydowała się zabrać głos, odpowiadając na pytania „Parkietu”. Przekonuje, że wycofanie z giełdy to dobra decyzja, realizowana z poszanowaniem praw inwestorów mniejszościowych. Ci są innego zdania.
Namsen to firma kontrolowana przez ukraińskiego oligarchę Andrieja Werewskiego. Część akcji skupił w zeszłorocznym wezwaniu, oferując 18,5 zł za akcję, a potem zwiększył zaangażowanie w kontrowersyjnej emisji. GPW oceniła, że jej warunki były złamaniem zasad ładu korporacyjnego. Udział Werewskiego w kapitale jeszcze wzrósł, bo spółka obniżyła kapitał, umarzając akcje własne. W efekcie Namsen ma już prawie 95 proc. kapitału. Po osiągnięciu tego progu będzie mógł przeprowadzić przymusowy wykup – na zasadach wyznaczonych przez prawo luksemburskie (tam zarejestrowana jest spółka).