– Trend utrzymuje się od kilku lat, od 2005 r. ich liczba skurczyła się o 18 proc. – mówi Magdalena Małaczyńska z Nielsena.

Jednocześnie trzeba zauważyć, że znikają głównie sklepy niezależne, a sieci mniejszych sklepów, jak abc, Delikatesy Centrum, Lewiatan, Groszek czy Sieć 34, należące do giełdowych grup Eurocash, Emperia Holding czy Bomi, nadal szybko rosną. – Małe sklepy odpowiednio prowadzone jako jedyne mogą stawić czoło dyskontom, które z tak niskimi cenami produktów głównie marek własnych psują rynek i coraz mocniej odpowiadają za spadek jego wartości – mówi Pedro Martinho, prezes Eurocash Franczyza.

Rozwija się także segment supermarketów, w którym działa Alma i Bomi. W 2009 r. ich liczba wzrosła o 7 proc., do 4,2 tys. Zyskują także drogerie – choć w ostatnich pięciu latach liczba niezrzeszonych sklepów tego typu spadła o 19 proc., do 7,1 tys., to cztery największe sieci – Rossmann, Drogerie Natura, Super-Pharm oraz Drogerie A’propos w tym okresie powiększyły liczbę placówek o 64 proc. i mają ich już ponad 700.

– Dla klientów coraz ważniejsza jest cena, dlatego z naszą ofertą mocno rozbudowywaną o tańsze marki własne nie odczuliśmy tak mocno wpływu spowolnienia w branży jak inni. Nadal szybko się rozwijamy – w tym roku otworzymy ponad 80 sklepów, a w listopadzie planujemy uruchomienie 500. placówki w Polsce – mówi Eliza Panek, rzecznik Rossmanna.

Wpływ kryzysu na rynek handlowy był w ub.r. jednym z najczęściej dyskutowanych przez branże zagadnień. Okazuje się, że wyszliśmy z niego zwycięsko – wartość rynku FMCG (produktów spożywczych oraz chemicznych) wzrosła w ub.r. 6,5 proc. i lepszym wynikiem może pochwalić się jedynie Turcja. Ten rok powinien być dla detalistów w całej Europie dużo lepszy.