Jak inwestują Polacy? Czy jesteśmy społeczeństwem, które stawia przede wszystkim na bezpieczeństwo?
Zdecydowanie tak. Pod tym względem jesteśmy w absolutnej europejskiej czołówce. Depozyty stanowią przeważającą część majątku Polaków. Podobne tendencje można dostrzec także głębiej. W branży TFI widać, że klienci również stawiają na rozwiązania o bezpieczniejszym charakterze.
Z czego to wynika? Brakuje nam wiedzy, doświadczenia, kultury podejmowania ryzyka?
Myślę, że wszystkie wspomniane czynniki mają znaczenie. Najważniejszą zmienną jest jednak poziom zamożności. Oczywiście widać w ostatnich latach poprawę w tym aspekcie, ale wciąż jeszcze wiele przed nami. Drugi kluczowy czynnik to poziom edukacji finansowej. Badania pokazują, że w gronie europejskim zdecydowanie odstajemy od czołówki pod tym względem. Ta niechęć do ryzyka wynika też często z nie najlepszych doświadczeń rynkowych związanych z wydarzeniami, które mocno odbiły się na stopach zwrotu. Badania behawioralne pokazują, że strata o takiej samej wartości jak zysk jest dla przeciętnej osoby dwa razy bardziej bolesna.
Wspomniał pan o edukacji. To temat rzeka na rynku finansowym. Przez te wszystkie lata wykonaliśmy choćby mały krok do przodu?
Moim zdaniem wykonaliśmy ten krok do przodu, ale faktycznie jest on bardzo mały. Proszę zwrócić uwagę, że wciąż edukacja finansowa nie jest elementem programu nauczania w szkołach. Liczę, że coś się w tym zakresie zmieni, szczególnie że takie działania są podejmowane przez większość krajów zachodnich, ale też u naszych sąsiadów. Przykładem mogą być chociażby Czesi.
Dzisiaj ten ciężar związany z edukacją spoczywa m.in. na instytucjach rynkowych. Takich jak chociażby grupa PZU, która zaangażowała się w Grę Giełdową Parkiet Challenge promującą inwestowanie...
Faktycznie, mamy inicjatywy o charakterze oddolnym, kreowane czy to właśnie przez media, czy też przez biznes. Są one oczywiście potrzebne, ale jednocześnie warto wprowadzić do szkół elementy chociażby gospodarowania budżetem, przedsiębiorczości czy matematyki finansowej.
To preferowanie bezpieczeństwa jest także widoczne wśród klientów TFI PZU?
Ten trend widoczny jest także u nas. Większość pieniędzy, które płyną do funduszy, trafia przede wszystkim do funduszy o charakterze dłużnym krótkoterminowym. Mamy więc preferowane nie tylko bezpieczeństwo, ale i przewidywalność.
Klienci wciąż patrzą głównie na historyczne stopy zwrotu. Te na rynku akcji za ostatnie kilkanaście miesięcy były naprawdę okazałe, ale mimo to nie pojawiły się większe napływy do funduszy akcji. Dlaczego?
Myślę, że to jest szersze zagadnienie związane także z tym, jak implementacja dyrektywy MiFID wpłynęła na rynek. A spowodowała ona, że doradcy, przez różnego rodzaju obowiązki, są zniechęceni do tego, aby proponować klientom bardziej ryzykowne rozwiązania. Z drugiej strony napływy w ostatnich dwóch latach do funduszy bezpieczniejszych są w pewnym stopniu działaniem racjonalnym. Wychodzimy bowiem z okresu wysokiej represji finansowej, w której mieliśmy bardzo wysoką inflację i bardzo niskie stopy procentowe. Inflacja spadła, stopy poszły w górę, przez co także realne stopy procentowe stały się dodatnie, co powoduje, że bez podejmowania większego ryzyka można uzyskiwać satysfakcjonujące stopy zwrotu.
Czy można zrobić coś, aby społeczeństwo sięgnęło jednak również po bardziej ryzykowne produkty?
Uważam, że już to robimy. Proszę zwrócić uwagę, że udały nam się PPK. Generują ciekawe stopy zwrotu dla klientów i strukturalnie jest to produkt, który buduje świadomość finansową. Świadomość tego, że warto myśleć o swoich finansach również w perspektywie nieco dłuższej.
Skoro mowa o bardziej długoterminowych inwestycjach… Jakiś czas temu zaczęliście w TFI PZU rozwijać również fundusze pasywne. Czy są tylko uzupełnieniem, czy też jednak zmieniają waszą ofertę i podejście biznesowe?
To nie jest zmiana. To jest uzupełnienie. Skala naszej działalności powoduje, że trudno nam jest pomijać jakieś obszary rynkowe, szczególnie że inwestowanie pasywne na świecie cieszy się już bardzo dużą popularnością. Z drugiej strony w Polsce model dystrybucji jest inny niż chociażby w USA i tylko z racji tego nie spodziewam się, że w tej części biznesu będziemy obserwowali jakiś znaczący wzrost. Z naszej perspektywy udział aktywów w tych produktach wciąż jest stosunkowo niewielki. One pełnią ciekawą rolę uzupełniającą portfel, który jest dopasowany do potrzeb inwestora.
Jak jako TFI PZU chcecie walczyć o pieniądze, które mogłyby trafić potencjalnie na rynek?
Przede wszystkim stawiamy na stabilność i edukację. Chcemy pomagać klientom podejmować odpowiedzialne decyzje. Kładziemy nacisk na długi termin i systematyczność. Spokój i stabilność powinny w długim terminie przynieść rezultaty.
To będzie determinowało waszą ofertę produktową? Macie już pomysł, co chcecie w niej jeszcze zmienić czy też do niej dodać?
Pomysły oczywiście są, ale obecnie nasza grupa pracuje nad strategią i nie chcę wychodzić przed szereg.
Do podejmowania ryzyka zachęcać może też sam rynek. Będzie on sprzyjał polskim inwestorom?
Moim zdaniem największym ryzykiem jest niepodejmowanie żadnego ryzyka. Wychodzimy z traumatycznego okresu represji finansowej. Mamy stopy procentowe, które są realnie dodatnie, a to powoduje, że w realnym ujęciu nie trzeba zbyt wiele się wysilać, by zarabiać pieniądze. Zachęcałbym jednak do proaktywnego podejścia i zastanowienia się, czy utrzymywanie tak dużej części gotówki na depozytach jest faktycznie optymalnym rozwiązaniem.
Jeśli zaś chodzi o rynek akcji, to myślę, że dużo interesujących rzeczy dzieje się w największych spółkach z udziałem Skarbu Państwa. W przypadku firm z mWIG40 do sWIG80 już teraz jest wśród nich bardzo wiele ciekawych spółek – warto im się przyglądać. I w jakiejś części po prostu być na warszawskiej giełdzie, a tym bardziej na rynkach międzynarodowych.