Na lewicy ożywienie. Niedostatki rozumu wykazywane od początku kadencji obecnego parlamentu postanowiono zastąpić zwiększoną wrażliwością lewicową. Znamienne, że brak rozumu nie doskwierał niektórym posłom SLD, dopóty, dopóki nie wykruszył się ich tak zwany "żelazny elektorat". Dopiero, gdy się okazało, że nie mają zamiaru na tę partię głosować już chyba nawet i rodziny samorządowców ze Starachowic, postanowiono powtórzyć manewr Trzech Tenorów, którzy założyli Platformę Obywatelską. Tym razem tenorów jest dziesięciu, bo chyba jeszcze wierzą w nauki Karola Marksa, że ilość przechodzi z czasem w jakość. Ale tenorzy mają to do siebie, że coś "cienko śpiewają".

Zdaje się, że po raz kolejny sprawdzi się więc porzekadło: "zamienił stryjek siekierkę na kijek". Powiększanie lewicowej wrażliwości wcale bowiem nie świadczy o powiększaniu zasobów rozumu. Wręcz przeciwnie. Od wspierania osób o "lewicowej wrażliwości seksualnej" pieniędzy do podziału społeczeństwu raczej nie przybędzie. Być może chytrość tego planu polega na tym, że w połączeniu z aborcją może on przynieść spadek liczby narodzin - a tym samym zmniejszenie nacisku na rynek pracy. Nie stanie się to jednak zbyt szybko. Rozum, z którym ostatecznie postanowiła rozstać się lewica, podpowiada bowiem, że odczuwalne skutki tego rodzaju polityki mogą się pojawić dopiero za dwadzieścia kilka lat. Tymczasem myśląca w ten sposób lewica zostanie zmieciona z powierzchni ziemi, razem zresztą z tak zwaną prawicą i centrum, które na gospodarkę mają pomysły podobne i, niestety, z nami wszystkimi, przez jeszcze większych populistów.

Populizm nie może być racjonalny. Ktoś zawsze może obiecać więcej. Za kadencji Leszka Millera gruszki na wierzbach nie powyrastały wcale dlatego, że to niemożliwe, tylko dlatego, że się Miller "sprzeniewierzył lewicowym zasadom". Wystarczy więc odsunąć Millera i jego ludzi i na ich miejsce wprowadzić "naszych", a staniemy się krajem mlekiem i miodem płynącym - jak za Mieszka I.

Na razie z czasami Mieszka nasuwa się inne porównanie. Millera złożono w ofierze, jak za czasów pogańskich, aby ułaskawić gniew bożka - czyli opinii publicznej. W ubiegłym tygodniu odnosiło się wrażenie, że jak Miller sam nie zrezygnuje, to go może wręcz "uduszą" - starym kremlowskim sposobem - w nadziei, że bez niego będzie lepiej. Miller, co prawda, na dziewicę nie wygląda i ofiara z niego poczyniona może nie przypaść bożkowi do gustu, ale przez jakiś czas odwróci jego uwagę. Na przykład od tego, co się będzie działo na najbliższym posiedzeniu rady nadzorczej PKN Orlen 31 marca, tudzież na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy 8 kwietnia. Wróble na dachach Warszawy i Płocka ćwierkają, kto ma wejść do zarządu i rady nadzorczej tej największej polskiej firmy, w zamian za "czyjeś tam" głosy w "jakichś tam" politycznych przepychankach. Kto by w takiej sytuacji przejmował się takimi błahostkami jak dwudziestoprocentowe bezrobocie. Rząd się przecież sam wyżywi, jak zapewniał kiedyś rzecznik prasowy rządu generała Jaruzelskiego. Bezrobotnymi "przejmuje się" Andrzej Lepper. Póki co, nikt się go chyba nie pyta o jego kandydatury, więc może spokojnie jeździć po Polsce i zabiegać o poparcie wyborców. I wszystko zaczyna wskazywać na to, że jak tak dalej pójdzie, to właśnie on "sprywatyzuje" PKN Orlen za kilkanaście miesięcy.

PS W UE podobno jest zapotrzebowanie na polskie pielęgniarki. Chyba się przekwalifikuję. Do widzenia Państwu.