Balon to balon. Jak się go pompuje bez umiaru, to pęka. I już. Jedyny problem to brak wiedzy, kiedy owo pęknięcie nastąpi. To zawsze zaskakuje. Ale nie musi, gdy w sukurs przychodzi pamięć. Analogie są pouczające. Te najbardziej wyraźne, jak zwykle, dostrzegamy najpóźniej.
Na naszym rynku pojawiły się przynajmniej dwa takie sygnały. Pierwszy to opisywany przez wszystkich niespotykany boom funduszy inwestycyjnych. Nie przerwały go spadki majowe, nie ostudziły emocji spadki lipcowe, ani ostatni sygnał, dość "dęta", ale jednak, wojna z funduszowymi reklamami. Skoro wszyscy wierzą, że w funduszach można tylko zarobić, to wystarczający powód, by zacząć się z funduszy wycofywać. A jeśli komuś mało, to należy przywołać z pamięci opowiastkę o czyścibucie z giełdy nowojorskiej, którego inwestycje na tamtejszej giełdzie były ostrzeżeniem, że załamanie jest nieuchronne. (Fakt, że była to końcówka lat 20., niczego nie zmienia. Pospolite ruszenie zwykle pojawia się na końcu). A jak wiadomo, umarzanie jednostek to problem równie trudny, jak nadmierny dopływ gotówki. W obu przypadkach, zważywszy, że nasz rynek jest jednak dość płytki, działania funduszy wzmacniają trend. Wzrostowy - lokowanie gotówki, spadkowy - umarzanie jednostek. Wzmocnienie jest tym większe, im większa skala zaangażowania
Sygnał drugi to euforia na rynku mieszkaniowym, a właściwie na rynku kredytów hipotecznych i inwestycji deweloperskich. Głód mieszkaniowy połączony z dostępem do kredytów hipotecznych sprawiły, że mieszkania są kupowane, zanim powstaną fundamenty, i to prawie niezależnie od ceny za metr. A ta osiąga poziomy abstrakcyjne. Przynajmniej dla większości tych, którzy naprawdę mieszkań potrzebują. Podobnie z notowaniami deweloperów, w drugiej kolejności firm budowlanych, w następnej firm materiałów budowlanych, a na końcu wszystkich tych, którzy choć wspomnieli o zamyśle zajęcia się deweloperką, posiadając bądź nabywając jakiś skrawek gruntu.
Znacie? Znamy. Toż nawet dekada nie minęła, kiedy to wszystko, co zaczynało się na "e", czyli "i", kojarzyło się z amerykańskim snem, który się spełnia. Fakt, jak tąpnęło, bolało. Więcej nawet, dotąd firmy informatyczne nie odzyskały straconego wówczas zaufania i bodaj najmniej zarobiły na obecnej hossie.
To niezły prognostyk. W końcu coś musi dać nowy impuls. A firmy informatyczne pogodziły się, że ekonomia, nawet nowa, trzyma się starych, sprawdzonych reguł i zasad. Zysk to zysk, o ile gotówka jest w kasie. Tworzenie papierowych wyników zostawili deweloperom.