W tym roku zdalni członkowie GPW odpowiadają za ponad 15 proc. obrotów na warszawskim parkiecie. Dla porównania w całym 2009 r. udział ten sięgał 8,4 proc. Ożywienie to po części efekt olbrzymiej oferty publicznej PZU, która zainteresowała zagraniczne fundusze. Dane warszawskiej giełdy pokazują zresztą, że inwestorzy spoza Polski odpowiadają za 47 proc. wartości sprzedawanych lub kupowanych walorów w I półroczu.
Od stycznia kilka dużych instytucji z zagranicy faktycznie zaczęło wykorzystywać status zdalnego członka GPW. Aktywni na tym polu zaczęli być: Merrill Lynch/Bank of America, UBS oraz Liquidnet Europe. W ostatnich miesiącach swoje wyniki poprawiają także: JP Morgan, Banco Espirito Santo (dzięki przejęciu londyńskiego brokera Execution Noble) czy Credit Suisse Securities (po rezygnacji z pośrednictwa DM Banku Zachodniego WBK). Zaskakująco wysokie wolumeny osiąga także szwedzki Neonet Securities (może mieć to związek z obsługą firm foreksowych).
Z dużych, światowych banków inwestycyjnych bezpośrednio zleceń do Warszawy nie wysyła tylko Morgan Stanley. To także się zmieni. Instytucja ta zdobyła już status zdalnego członka GPW. – Widzimy dużą grupę lokalnych inwestorów, którym chcemy zaoferować kompleksowe usługi. Spotykamy się już z zarządzającymi, prezentujemy im nasze możliwości – mówi Bradley Bilgore z Morgan Stanley. Maklerzy sądzą, że długoletnia równowaga sił między instytucjami krajowymi, zagranicznymi i inwestorami indywidualnymi (każda z tych grup odpowiadała dotąd za około 1/3 zleceń na GPW) może w tym roku na trwałe ulec zaburzeniu. W rankingu najbardziej aktywnych domów maklerskich od stycznia przodują te, które specjalizują się w obsłudze funduszy (DM Banku Handlowego i ING Securities).
Czy konkurencja i zlecenia z Londynu mogą trwale zmienić krajobraz rynku? – Na wejściu dużych graczy stracić mogą jednak małe, lokalne domy maklerskie i firmy inwestycyjne – ocenia Alison Harding-Jones, szefowa bankowości inwestycyjnej UBS na nasz region.O tym, że obecność w stolicy Wielkiej Brytanii nie gwarantuje sukcesu, przekonane są władze czeskiego Wood & Company, aktywnego w całym regionie Europy Środkowej.
– Nie należy zapominać o inwestorach z lokalnych rynków, co ma szczególne znaczenie w przypadku Polski, gdzie dość silną pozycję mają fundusze emerytalne – mówi Andrea Ferancová, partner Wood & Co. Czeski broker otworzył jednak w tym roku biuro w Londynie, ściągnął do niego specjalistów z UniCreditu i ING, a nawet zatrudnił Alana Aptera, byłego szefa bankowości inwestycyjnej Morgan Stanley jako prezesa, który realizować ma nową strategię rozwoju. – Nie można do końca bagatelizować skali inwestorów w Londynie – dodaje Andrea Ferancová.