Dzięki przejęciu Prokomu rzeszowska spółka awansowała do pierwszej dziesiątki największych firm informatycznych na naszym kontynencie. Marka Asseco, tak jak oczekiwał Adam Góral, prezes Asseco Poland, jest już rozpoznawalna w innych krajach Europy.
Dynamiczny rozwój grupy może budzić uznanie wśród konkurentów. Niesie jednak ze sobą spore zagrożenia, o których warto pamiętać. Agresywna polityka przejęć może utrudniać sprawowanie właściwej kontroli nad nowymi podmiotami, a tym samym realizację zakładanych celów operacyjnych. Nadzór nad grupą kapitałową, która co kwartał powiększa się o kilka kolejnych podmiotów, działających w różnych krajach i mających różne sposoby na prowadzenie biznesu, nie jest łatwy. Z Rzeszowa czy Warszawy trudno kontrolować na bieżąco, co robi spółka córka funkcjonująca w Rumunii czy Niemczech. A przecież nie można zapominać, że aspiracje prezesa sięgają znacznie dalej niż Europa.
Poważnym problemem może być również wydobycie efektów synergii z przejmowania innych podmiotów. Mając pieniądze (a na ich brak polska spółka nie może narzekać), nie jest sztuką wykupywać rywali. Sztuką jest poskładanie grupy w taki sposób, żeby działała jak jeden organizm. Można podać wiele przykładów przejęć, nie tylko z branży IT, które po kilku latach okazywały się całkowicie chybione.
Na razie, patrząc po bieżących wynikach finansowych, Asseco Poland dość skutecznie radzi sobie z zarządzaniem coraz bardziej złożonym mechanizmem. Można tylko kibicować, żeby w jego tryby nie zaczął wpadać piasek.