"Gruba kreska"

Znaczna część sprzedawanych dziś za bezcen aktywów może w przyszłości mieć znacznie wyższą wartość

Aktualizacja: 27.02.2017 06:00 Publikacja: 30.09.2008 13:24

Zapomnieć o przeszłości i zacząć wszystko od nowa to nie tylko patent na prowadzenie polityki, ale również na rozwiązanie problemów w sferze finansów. Plan ratowania Wall Street, firmowany przez Hanka Paulsona, amerykańskiego sekretarza skarbu, zmierza właśnie w tym kierunku. Według niego, trzeba za pomocą "grubej kreski" (to znaczy za pośrednictwem bezpośredniego zaangażowania rządu amerykańskiego) oddzielić od bieżących operacji finansowych "toksyczne aktywa" i tym samym pozwolić rynkowi otrząsnąć się z obecnego stanu zapaści. Uruchomione w ten sposób wolne od obaw o prawdziwą sytuację finansową partnerów biznesowe operacje spowodują przywrócenie klimatu wzajemnego zaufania. Taki jest cel planu Paulsona.

Plan amerykańskiego sekretarza skarbu opiera się na założeniu, że znaczna część sprzedawanych dziś za bezcen aktywów może w przyszłości mieć inną, znacznie wyższą wartość. Dlatego też nie jest używana nazwa "bezwartościowe", ale "toksyczne aktywa", to znaczy takie, których dziś wszyscy unikają ze względu na problem z ich właściwą wyceną. Natomiast w przyszłości posiadacz tych aktywów, o ile dotrwa do terminu zapadalności, może odzyskać zainwestowane środki. Zatem pomysł jest bardzo prosty, rząd federalny skupi "toksyczne aktywa", płacąc za nie papierami skarbowymi. Chociaż mówi się o olbrzymiej kwocie 700 miliardów dolarów, to jest to wielkość do strawienia przez amerykańskie finanse. Przyrost amerykańskiego długu publicznego, który sięga obecnie około 40 procent PKB, z pewnością nie wyzwoli gwałtownych zmian rentowności amerykańskich papierów skarbowych. Koszt obsługi dodatkowych emisji skarbowych papierów będzie stanowił tylko początkowo obciążenie dla budżetu. W miarę tego jak rynek będzie się uspokajał, wartość "toksycznych aktywów" będzie rosła i może się okazać, że nawet uwzględniając cenę pieniądza w czasie, dochód osiągnięty z "toksycznych aktywów" może pokryć koszty wyemitowanych obligacji.

Operacja, z punktu widzenia założeń ekonomicznych, wydaje się w pełni sensowna. Nie stanowi zresztą nowatorskiego rozwiązania. Prawie rok temu eksperci z Międzynarodowego Funduszu Walutowego widzieli możliwość przeprowadzenia zbliżonej operacji, przy czym zamiast bezpośredniego zakupu "toksycznych aktywów" proponowali długoterminowy swap pomiędzy tymi aktywami i papierami skarbowymi. Dlaczego zatem plan wzbudza kontrowersje?

Stopień zaawansowania kryzysu może spowodować znaczne trudności we wprowadzeniu planu. Na obecnym etapie znaczna część zagrożonych instytucji finansowych musi stawić nie tylko czoła problemom związanym z bieżącą płynnością, ale również pozyskać wystarczające źródła do pokrycia obecnych strat. Międzynarodowy kapitał z Zatoki Perskiej, Dalekiego Wschodu czy też Europy wcale nie ma ochoty brać udziału w dekapitalizowaniu Wall Street. Zatem może okazać się, że operacja wykupu "toksycznych aktywów" powiedzie się, ale i tak firmy zbankrutują ze względu na brak dopływu świeżego kapitału. Czyli operacja się uda, ale pacjent zejdzie.

Oczywiście, można "eksperymentować" i z góry założyć, że nie wszystkie firmy zostaną na rynku po obecnym krachu. Problem, kogo, jak i kiedy poświęcić nie jest wcale zadaniem łatwym do rozwiązania. Ostatnio mieliśmy próbkę tych działań i nie napawały one optymizmem. Jest jeszcze inne rozwiązanie, mianowicie zapłacić za "toksyczne aktywa" ich posiadaczom więcej, niż wynosi obecna cena. Zrealizowana w ten sposób "premia" pozwalałaby na częściowe pokrycie strat. Ustalenie "właściwej" ceny jest bardzo ryzykowne. Po pierwsze, nie da się wprowadzić jednolitego transparentnego systemu wyceny. Po drugie, jeśli cena będzie negocjowana, to z jednej strony staną urzędnicy amerykańskiego departamentu skarbu, a z drugiej - o wiele lepiej poinformowani i zdeterminowani - biznesmeni z Wall Street.Największą krytykę plan Paulsona spotkał na Kapitolu. Politykom nie podoba się prawie wszystko. Część konserwatywnych republikanów uznaje go za napaść na święte prawa rynku i nie dociera do nich, że rynek nie wypełnia obecnie podstawowych funkcji. Po drugie, plan Paulsona zakłada wydatek olbrzymich środków bez sprawowanej ex ante kontroli parlamentarnej. Po trzecie, politycy widzą olbrzymi koszt całej operacji dla podatnika. Po czwarte, część polityków postrzega plan jako ratowanie cwaniaków z Wall Street, którzy wcześniej zgarnęli olbrzymie premie za prowadzenie ryzykownych operacji. Po piąte, odzywają się "lewicowe" głosy, by pomoc adresować do kredytobiorców, szczególnie do tych, którzy nie są w stanie spłacać kredytów hipotecznych.

Dla atakowanego z lewa i z prawa planu Paulsona nie ma jednak alternatywy. Zamiast podważać jego zasadność, należy skoncentrować uwagę na tych elementach, które wymagają dopracowania. Oby starcie pomiędzy finansistą i politykami przyniosło poprawę jakościową planu zamiast niepotrzebną stratę czasu. A czas w tym przypadku jest dobrem luksusowym.

KNF

Tekst odzwierciedla osobiste poglądy autora.

Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”