Spowolnienie w USA i Niemczech oraz wydłużona recesja na peryferiach strefy euro to fakt. Faktem również jest, że w 2012 roku Polska nie uniknie spowolnienia. Będzie jednak ono mniej drastyczne niż to w 2009 roku z uwagi na działanie mechanizmów antycyklicznych (deprecjacja kursu złotego), dobrą sytuację płynnościową przedsiębiorstw, lepszą stabilność sektora bankowego i mniej negatywną reakcję inwestycji (dekapitalizacja aparatu produkcyjnego jest gigantyczna). Tym samym ostatnie dobre dane to tylko szum w spadkowym trendzie. Uważamy, że obecnie – jak nigdy wcześniej – podstawową determinantą sukcesu lub porażki w prognozowaniu będzie wpływ polityki fiskalnej na spowolnienie. Oceniamy, że rząd uniknie zacieśnienia fiskalnego, polegającego na ograniczeniu inwestycji publicznych, a ewentualnie, w zależności od tolerancji rynków finansowych, sięgnie po środki z zakresu zabiegów księgowych czy też podwyżki składek, co w mniejszym stopniu negatywnie oddziaływać będzie (w krótkim okresie) na wzrost PKB.
Mit ożywienia koniunktury w sierpniu
Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że po publikacji nieco lepszych danych o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej za sierpień część analityków (a także członków RPP) chciałaby odtrąbić koniec spowolnienia w polskiej gospodarce. Trudno nam się jednak zgodzić z takim stwierdzeniem. Po pierwsze, należy pamiętać, że odreagowania są zjawiskiem normalnym w trendach spadkowych. Po drugie, produkcja przemysłowa została „napędzona" przez produkcję samochodów (globalne nadrabianie zaległości produkcyjnych po wznowieniu dostaw z Japonii) w skali co najmniej 2 – 3 pp. Po trzecie, produkcja przemysłowa przejawia dywergencję ze wskaźnikiem PMI; przez dłuższe okresy niemożliwa jest dywergencja pomiędzy tymi wskaźnikami, a najnowszy PMI (za wrzesień) pokazał kolejny, istotny spadek. Po czwarte wreszcie, odnośnie sprzedaży detalicznej, dane zostały poważnie zaburzone przez enigmatyczną kategorię „pozostałe", sprzedaż żywności oraz sprzedaż paliw (w dużej mierze pozytywna reakcja popytowa konsumentów na „promocje" cenowe na koniec wakacji przygotowane przez koncern Orlen, które musiały wprowadzić także inne sieci). Wyłączając wszystkie wspomniane nadzwyczajne efekty, produkcja przemysłowa nie wzrosła szybciej niż 4 proc., zaś sprzedaż detaliczna odnotowała dynamikę 6 proc. A więc sytuacja wcale nie jest tak różowa.
Fałszywość wzrostowego sygnału wygenerowanego przez sprzedaż i produkcję potwierdza również zależność pomiędzy liczbą sekcji produkcji notujących wzrost a wzrostem produkcji. W dojrzałych fazach cyklu (spadkowa, wzrostowa) relacja ta jest wyraźnie procykliczna. Bardzo ciekawie przedstawia się jednak jej zachowanie w dolnym punkcie zwrotnym na przełomie 2008 i 2009 roku. Wzrost odsetka sekcji wzrostowych poprzedza odbicie na całym agregacie produkcji, czemu nie można odmówić ekonomicznego sensu; na razie nie obserwujemy takiego efektu.
Probierzem dla oczekiwań przedsiębiorstw mogą być zmiany zatrudnienia. Jeśli faktycznie zaobserwowalibyśmy nagłą i trwałą poprawę koniunktury, przedsiębiorstwa nie miałyby interesu w zwalnianiu pracowników. Tymczasem proces ten już rozpoczął się w tym cyklu, a dostosowanie zatrudnienia przy obecnie dostępnych elastycznych formach pracy to dla pracodawców ostateczność.
Na pytanie, czy ostatnie zwyżki to sygnały ożywienia koniunktury, należy zatem odpowiedzieć przecząco. Spowolnienie gospodarcze jest faktem.