Byki nie miały wówczas szans na nowe rekordy, ponieważ był to początek bessy wywołanej kryzysem na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych. Jej „siła uderzeniowa" była tak duża, że na początku 2009 r. kurs osiągnął historyczny dołek na poziomie 7,6 zł. Niecałe dwa lata wystarczyły więc, by uszczuplić portfele inwestorów o prawie 85 proc.
Rok 2009 upłynął jednak pod znakiem silnych wzrostów. Byki zaczęły odrabiać straty i kurs piął się dynamicznie w górę, pokonując kolejne ważne poziomy zniesień Fibonacciego. Rajd zakończył się na początku 2010r., kiedy pękł opór 33 zł wyznaczony przez zniesienie 61,8 proc. Ostatnia prosta do odrobienia całości strat często bywa trudna. Tym razem owa prosta przybrała formę długoterminowej konsolidacji. Kurs zaczął poruszać się horyzontalnie, a większość wahań zamykała się w strefie 34–44 zł.
Nadzieja na to, że uda się w końcu dotrzeć do długoterminowego celu 48 zł, pojawiła się w kwietniu tego roku. Na fali zwyżek zapoczątkowanych we wrześniu 2011 r. kurs przebił granicę 44 zł i dotarł w ostatnich dniach do 47 zł. Jeśli byki podtrzymają dobrą passę, nowe, historyczne maksimum jest tylko kwestią najbliższych tygodni. Optymizm studzą jednak dwie kwestie: niski wolumen i zachowanie oscylatora RSI.
Średnio dzienna liczba akcji, która zmieniła właściciela w ciągu ostatnich 50 sesji wynosi zaledwie 1545. Trudno się więc dziwić, że wybicie nie wywołało silniejszej fali zakupów i dynamicznego ruchu w górę. Poza tym oscylator RSI?znajduje się od pewnego czasu przy granicy wykupienia i wytracił swój wzrostowy impet. Trudno ocenić, czy to zapowiedź realizacji zysków i ruchu powrotnego w kierunku 34 zł, ale przy tak słabej aktywności popytu każdy atak niedźwiedzi może znacznie pogorszyć techniczny obraz.
Sytuacja jest więc niepewna. Trzeba liczyć na to, że tęsknota za nowymi rekordami wzrostów weźmie górę i byki zrobią, co do nich należy.