Nastroje na globalnych giełdach poprawiły się podczas wtorkowej sesji. Większość europejskich indeksów lekko zyskiwała po południu, a sesja na Wall Street zaczęła się od niedużych zwyżek. Dow Jones Industrial rósł na jej początku o 0,4 proc., po tym jak dzień wcześniej zyskał 0,86 proc. Do poprawy nastrojów inwestorów przyczyniły się doniesienia mówiące, że nowa administracja Donalda Trumpa może podnosić cła w dużo wolniejszym tempie, niż się spodziewano.
Niepewny projekt
Podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej Trump zapowiadał, że wprowadzi „uniwersalne” cło na całość importu do USA, wynoszące 10–20 proc. Towary z Chin miałyby zostać natomiast objęte stawką wynoszącą aż 60 proc. Istniała więc obawa, że nowa administracja może zaskoczyć rynek, wprowadzając szybko te cła i nie dając importerom wystarczającego czasu na dostosowanie się do nowej polityki handlowej. Jednakże, według agencji Bloomberg, doradcy Trumpa pracują nad planem przewidującym, że cła będą podnoszone stopniowo. Ich podwyżki sięgałyby od 2 proc. do 5 proc. miesięcznie. Wstrząs z nimi związany byłby więc dłużej rozciągnięty w czasie.
Nad planem stopniowych podwyżek ceł pracują m.in.: Scott Bessent, nominat na nowego sekretarza skarbu, Kevin Hasset, nominowany na dyrektora Narodowej Rady Ekonomicznej, oraz Stephen Miran, nominat na szefa prezydenckiej Rady Doradców Ekonomicznych. Ich propozycja nie została jednak jeszcze szczegółowo zreferowana prezydentowi elektowi. Jest więc ryzyko, że zostanie odrzucona.
Realizacja postulatu podwyżek ceł na towary importowane do USA ma oficjalnie skłonić wielkie koncerny do przenoszenia produkcji do USA. To, czy ten efekt uda się osiągnąć, jest przedmiotem sporów wśród ekonomistów.
– Nawet po wprowadAzeniu uniwersalnego cła wynoszącego 10 proc. średni koszt importu i tak byłby niższy od średniego kosztu produkowania w USA. Proces fragmentacji globalnego systemu handlowego może jednak przynieść umiarkowany wzrost produkcji w USA, gdyż wytwarzanie niektórych dóbr, uznawanych za kluczowe ze względów bezpieczeństwa narodowego, może być przenoszone z Chin do USA, pomimo wyższych amerykańskich kosztów pracy – uważa Shilan Shah, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics. Jego zdaniem wprowadzenie 60-proc. ceł na chińskie produkty będzie korzystne przede wszystkim dla gospodarek wschodzących o niskich kosztach pracy. Administracja Trumpa może jednak skomplikować proces przenoszenia produkcji z Chin, jeśli nałoży karne cła na import z takich krajów, jak Wietnam czy Meksyk, czyli państw korzystających w ostatnich latach na zmianach w globalnych łańcuchach dostaw.