4 lipca odbędą się w Wielkiej Brytanii wybory parlamentarne. To, że premier Rishi Sunak rozpisał je na tak bliski termin, jest decyzją trudną do zrozumienia. Wszak wszelkie sondaże pokazują, że kierowana przez niego Partia Konserwatywna przegra je z kretesem. Na drodze do zdobycia bezpiecznej, samodzielnej większości jest Partia Pracy, kierowana przez Keira Starmera. Rolę wyborczego czarnego konia może jednak odegrać Partia Reform kierowana przez Nigela Farage'a, znanego wcześniej jako prawicowy aktywista, który doprowadził do brexitu. Jeden z sondaży dał temu stronnictwu większe poparcie niż Partii Konserwatywnej. Ale są też badania mówiące, że Partia Reform nie zdobędzie żadnego miejsca w parlamencie. Ta rywalizacja wyborcza będzie więc też walką o przyszłość prawicy. O to, czy po klęsce niepopularnego premiera Sunaka kontrolę nad nią przejmą politycy starający się bardziej wsłuchać w nadzieje i obawy zwykłych Brytyjczyków. Ta walka będzie jednak mniej interesowała inwestorów niż to, jakich zmian gospodarczych chce dokonać Partia Pracy.
Podążając za programem
Czytanie programów wyborczych często bywa stratą czasu, gdyż po wygranych wyborach trafiają one do kosza. Tym niemniej warto przyjrzeć się postulatom Partii Pracy. Przede wszystkim kładzie ona bowiem nacisk na pobudzenie wzrostu gospodarczego w Wielkiej Brytanii. Służyć mają temu większe inwestycje, w tym strategia przemysłowa, która ma być wdrażana we współpracy z prywatnym biznesem. Laburzyści (czyli działacze Partii Pracy) zapowiadają modernizację krajowej infrastruktury oraz doprowadzenie do powstania 1,5 mln nowych domów. Obiecują również, że główna stawka CIT pozostanie na poziomie 25 proc. (najniższym w G7) i że rząd będzie reagował na nieuczciwe praktyki podatkowe innych krajów. Pracownicy mają natomiast uzyskać wzmocnienie swoich praw. Rząd będzie więc wspierał związki zawodowe i walczył z zatrudnianiem ludzi na niekorzystnych dla nich umowach. Partia Pracy zapowiada również, że płaca minimalna będzie ustalana tak, była ona bardziej dostosowana do zmieniających się kosztów życia. W praktyce ma to oznaczać podwyżki dla sporej części pracowników.
Postulat Partii Pracy dotyczący płacy minimalnej został już skrytykowany przez ekspertów HSBC, którzy wskazują, że przez ostatnie dwa lata wzrosła już ona o około 20 proc. „Wyższa płaca minimalna może zwiększyć koszty i zmniejszyć wydajność. To może skłonić spółki do zmniejszenia zatrudnienia lub wzmocnić presję inflacyjną, prowadząc do tego, że stopy procentowe dłużej pozostaną wysokie” – piszą Elizabeth Martins i Emma Wilks, analityczki HSBC.
Z nieco innych pozycji plany Partii Pracy skrytykował lewicowy Instytut Badań nad Polityką Publiczną (IPPR). Z jego wyliczeń wynika, że plany laburzystów dotyczące inwestycji będą niewystarczające. Nowy rząd odziedziczy po poprzedniej władzy cięcia fiskalne, które doprowadzą do większego spadku inwestycji niż podczas rządów konserwatystów w latach 2010–2024.