Niedawna wizyta rosyjskiego prezydenta Władimira Putina w Pekinie była przede wszystkim wielkim pokazem rosyjsko-chińskiej współpracy strategicznej, ale też rosnącej zależności Rosji od Chin. Do chińskiej stolicy przybyli bowiem wszyscy ministrowie nowego rządu Michaiła Miszustina, tak jakby mieli zostać zatwierdzeni osobiście przez chińskiego prezydenta Xi Jinpinga. Putin żartował sobie, że w Chinach nie potrzebuje tłumacza, bo „czuję się jak w domu". Podczas tej wizyty padło wiele ostrych słów wobec USA i Zachodu, a także wiele górnolotnych deklaracji o perspektywach dalszej współpracy rosyjsko-chińskiej.
Chyba nie jest żadną tajemnicą, że bez wsparcia Pekinu, zdolność Rosji do prowadzenia wojny byłaby o wiele mniejsza. Chiny pozwalają Rosji omijać zachodnie sankcje, dostarczając jej swoje technologie oraz produkty podwójnego cywilno-wojskowego zastosowania. Kupują też na dużą skalę rosyjską ropę i gaz. Niektórzy oczekiwali więc, że wizyta Putina w Pekinie przyniesie nowe duże umowy dotyczące współpracy gospodarczej. Do tego jednak nie doszło. Nie uzgodniono tam choćby kwestii, na której Rosji bardzo zależy, czyli budowy gazociągu Siła Syberii 2, mającego transportować gaz do Chin. Oficjalnie też nie rozwiązano kwestii rosyjskich płatności za chińskie towary. Obawa przed tym, że banki z Państwa Środka zostaną dotknięte sankcjami amerykańskimi, przyczyniła się do komplikacji w systemie rozliczeń i spadku chińskiego eksportu do Rosji o 13,5 proc. w kwietniu. Być może jednak zawarto w tej kwestii jakieś nieoficjalne ustalenia...
Więzi strategiczne
Ci komentatorzy polityczni, którzy twierdzą, że zachodnia pomoc dla Ukrainy, mocniej wepchnie Rosję w objęcia Chin, są w swych analizach mocno spóźnieni. Pekin i Moskwa wznowiły bowiem przyjazne relację w 1989 r. i od tego czasu mocno je rozwijały, nie ukrywając w żaden sposób, że chcą rzucić wyzwanie strategiczne USA. W lutym 2022 r., podczas olimpiady w Pekinie, Putin miał osobiście poinformować Xi Jinpinga, że zamierza dokonać inwazji na Ukrainę. Z przecieków wiadomo, że jedynym zastrzeżeniem chińskiego przywódcy było to, by zrobił to dopiero po zakończeniu Olimpiady. Nie powinno więc dziwić, że obecnie Pekin jakoś szczególnie nie naciska na Rosję, by przerwała wojnę. Zapewne liczy na to, że jeśli uda wystarczająco się zmęczyć Zachód konfliktem w Ukrainie, to Chiny będą mogły to wykorzystywać propagandowo w Azji, choćby w ramach nacisków na Tajwan. Przy okazji odnoszą z wojny, w jaką uwikłana jest Rosja, korzyści gospodarcze, takie jak import rosyjskiej ropy po obniżonych cenach.
„W zamian Pekin utrzymuje dostęp do rosyjskich zasobów naturalnych i żywności, które może pozyskiwać po atrakcyjnych cenach, oraz zabezpiecza śródlądowe szlaki zarówno do Rosji, jak i do Azji Centralnej i na Bliski Wschód, które mogą okazać się istotne w razie konfliktu zbrojnego z USA. Równocześnie dla wielu chińskich producentów dywersyfikacja i otwarcie nowych rynków zbytu w Rosji stanowią asekurację w obliczu rosnących napięć handlowych z Zachodem" – piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich.