Moim zdaniem jakaś reakcja jest potrzebna, ale warto rozróżnić dwa zjawiska, o których pan wspomniał. USA, oferując subsydia produkcyjne na mocy ustawy o redukcji inflacji (IRA), pobudzają swoją gospodarkę. To zjawisko nie jest jednoznacznie niekorzystne dla Europy, bo wspiera popyt w USA. Prawdą jest, że Chiny pozostają tanim eksporterem, a dodatkowo pomaga im osłabienie juana. Ale chińskie firmy rzadko są bezpośrednim konkurentem europejskich. W wielu sektorach wciąż widać różnicę jakości w produktach europejskich i chińskich, a do tego Europa eksportuje coraz więcej usług. Gdy mówię, że UE powinna jakoś zareagować na zmieniające się warunki konkurencji, mam więc na myśli nie tyle wznoszenie barier handlowych, ale pogłębienie integracji i poprawę warunków biznesowych w Europie. Krótko mówiąc, potrzebne są reformy i być może bodźce fiskalne, które zachęciłyby do inwestycji lokalne firmy i przyciągnęły inwestorów z zagranicy.
Wydaje się, że władze UE mają świadomość tego, że poprawa atrakcyjności inwestycyjnej Europy jest konieczna. Coraz więcej mówi się w Brukseli o konieczności dokończenia budowy unii rynków kapitałowych. To koncepcja sprzed ponad dekady, która nie doczekała się dotąd realizacji. Czego można po niej oczekiwać?
Na świecie jest i będzie trwała konkurencja o kapitał. Europa, jeśli ma się rozwijać i realizować plan transformacji energetycznej, potrzebuje zasobów, w tym właśnie kapitału. Zielona transformacja będzie kosztowała około 600 mld euro rocznie. Aby te pieniądze zdobyć, trzeba zwiększyć atrakcyjność Europy dla globalnego kapitału. Europie brakuje głębokiego, jednolitego rynku kapitałowego. Obecnie ten rynek jest wciąż zbyt pofragmentowany, a żadne z państw UE, nawet największe, nie jest wystarczająco duże, aby samodzielnie konkurować o kapitał z największymi globalnymi rynkami, jak USA i Chiny. Żeby to zmienić, trzeba ujednolicić w Europie tak dalece jak to możliwe reżimy regulacyjne, upadłościowe itp. Na tym polega unia rynków kapitałowych i dlatego jest to koncepcja warta realizacji.
To jednak, jak się zdaje, oznaczałoby też odejście od obecnego modelu finansowania gospodarki, bazującego na bankach, w kierunku modelu anglosaskiego, gdzie większą rolę odgrywa rynek kapitałowy. Jako przedstawiciel banku, nie obawia się pan tego?
Nie. Jest oczywiste, że sektor bankowy nie będzie w stanie samodzielnie sfinansować wszystkich niezbędnych inwestycji w wielu europejskich gospodarkach. Silniejsze rynki kapitałowe nie zastąpią, ale uzupełnią finansowanie bankowe w Europie. Będziemy również potrzebować silnych banków, aby połączyć firmy z rynkami kapitałowymi. Co więcej, w dziedzinie bankowości integracja Europy też nie jest zakończona. Europejskie banki nie są w stanie uzyskać takich efektów skali, jakimi cieszą się instytucje w USA. Mamy wprawdzie europejski nadzór bankowy, ale w każdym kraju istnieją lokalne instytucje nadzorcze wyznaczające dodatkowe standardy i zasady. Jeśli unia rynków kapitałowych oznaczałaby zniesienie tego typu barier, wsparłoby to również spóźnioną konsolidację sektora bankowego. My oczywiście również byśmy na tym skorzystali. Ale moje poparcie dla idei unii rynków kapitałowych to po prostu postawa proeuropejska. Potrzebujemy głębszego rynku kapitałowego.
Jeden z największych hiszpańskich banków, BBVA, próbuje przejąć inną dużą instytucję, Sebadell. Może nawet przy obecnych regułach gry w Europie jest przestrzeń do konsolidacji sektora bankowego?