Czy deglobalizacja przekreśli szansę na dezinflację?

Sankcje nałożone na Rosję, zamykanie się Chin i protekcjonistyczna polityka USA to tylko kilka spośród sił mogących odwrócić procesy integracji ekonomicznej, które definiowały ostatnie kilka dekad.

Publikacja: 22.01.2023 21:00

Nie możemy roztrwonić dywidendy z pokoju i współpracy – mówiła podczas Światowego Forum Ekonomiczneg

Nie możemy roztrwonić dywidendy z pokoju i współpracy – mówiła podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos szefowa MFW Kristalina Gieorgieva.

Foto: Fot. Stefan Wermuth/Bloomberg

Na mocy dwóch ustaw przyjętych w ub.r., które zaczynają być wcielane w życie, amerykański rząd planuje przeznaczyć do końca tej dekady około 470 mld USD m.in. na wsparcie „zielonej” energetyki oraz produkcji samochodów elektrycznych i półprzewodników. Kwoty tej pomocy publicznej nie da się precyzyjnie określić, ponieważ w dużej mierze będzie miała formę ulg podatkowych, czyli będzie zależała od wielkości produkcji. Nie ulega jednak wątpliwości, że interwencjonizmu na taką skalę w USA dawno nie było. Już to wystarczyłoby, aby wywołać obawy u amerykańskich partnerów handlowych. Dodatkowym źródłem kontrowersji są jednak zasady, na których pomoc ma być przyznawana. Jej beneficjenci będą musieli wykazać, że kupują towary z dużym udziałem krajowej produkcji.

Politykę Waszyngtonu, postrzeganego tradycyjnie jako główny orędownik wolnego handlu, łatwo uznać za kolejny przejaw „deglobalizacji” lub też „fragmentacji”. Zjawisko to, przeciwieństwo integracji ekonomicznej, było jednym z tematów rozmów uczestników zeszłotygodniowego Forum Ekonomicznego w Davos. Dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristalina Gieorgieva w swoim wystąpieniu alarmowała, że „podczas gdy potrzebujemy silniejszej międzynarodowej współpracy w wielu obszarach, widać widmo nowej zimnej wojny, która mogłaby doprowadzić do rozpadu świata na rywalizujące ze sobą bloki gospodarcze”.

Tryb przypuszczający nie jest tu przypadkiem. Choć może się wydawać, na przykład w związku z polityką USA, że dramat deglobalizacji już się rozgrywa, na razie jest to tylko scenariusz, a to, czy zostanie kiedyś zrealizowany, nie jest przesądzone.

Moda na niezależność

Teza, że era globalizacji, która na dobre rozpoczęła się w latach 80. XX w., ma się ku końcowi, zaczęła zyskiwać na popularności po globalnym kryzysie finansowym z lat 2007–2009. Jego pierwszym następstwem było załamanie międzynarodowych przepływów kapitału.

Globalna recesja sprzyjała też wszelkiej maści protekcjonizmowi i interwencjonizmowi, które zaburzały międzynarodową konkurencję. Ożywienie gospodarcze w kolejnych latach w wielu krajach okazało się zaś niemrawe, budząc niezadowolenie społeczeństw. Politycy mieli pokusę, aby winę za ten stan zrzucać na niektóre z aspektów globalizacji, które miały też być źródłem wzrostu nierówności dochodowych. W USA jedną z konsekwencji była wygrana Donalda Trumpa, który wypowiedział wojnę handlową Chinom oraz osłabił Światową Organizację Handlu (WTO), w Europie zaś brexit.

Jak wylicza w opublikowanym niedawno artykule Uri Dadush, ekonomista z Uniwersytetu w Maryland i think tanku Bruegel, całkowita wartość eksportu i importu towarów i usług, która między 1985 r. a 2008 r. wzrosła z 38 do 61 proc. globalnego PKB, do 2019 r. zmalała do 56 proc. PKB. W kolejnym roku wybuchła pandemia Covid-19, która najpierw mocno utrudniła handel międzynarodowy, a następnie skłoniła wiele firm do ułożenia na nowo łańcuchów dostaw, aby zwiększyć ich odporność na kryzysy.

Ekonomiści z MFW w artykule, do którego odwoływała się w Davos Gieorgieva, wyliczyli, że „od wybuchu epidemii, liczba wzmianek o reshoringu, onshoringu i nearshoringu w prezentacjach wyników spółek wzrosła prawie dziesięciokrotnie”. Jak dodali, na ogół zmiany w łańcuchach dostaw, polegające na przesunięciu produkcji bliżej rynku zbytu, są podyktowane względami czysto biznesowymi, ale niekiedy są odzwierciedleniem protekcjonistycznej polityki rządów, które zaczęły dążyć do większej samowystarczalności gospodarek.

Kolejnym bodźcem, aby przemyśleć uzależnienie od dostaw z jednego kierunku, szczególnie w krajach Europy, był atak Rosji na Ukrainę i sankcje, które Zachód nałożył na agresora. Zakres tych sankcji wzmocnił przekonanie władz w Pekinie, że muszą uniezależnić się od świata zewnętrznego w zakresie dostaw kluczowych technologii. Amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken mówi w tym kontekście o „asymetrycznym decouplingu”, twierdząc, że jednocześnie Chiny chcą, aby świat był zależny od nich. Niezgoda na ten stan rzeczy to z kolei jedna z przyczyn rosnącego poparcia dla protekcjonizmu w samych USA.

Zjawisko to nie ogranicza się jednak do napięć na linii USA–Chiny. – Widzimy, że Japonia, Korea Południowa i wiele innych naszych partnerów handlowych mocno ingeruje w procesy gospodarcze, aby walczyć ze zmianami klimatu oraz przyspieszyć cyfryzację. Wszędzie rola państwa w gospodarce wzrosła, także w UE. Częściowo wynika to z potrzeby przyspieszenia reform, częściowo jest zaś skutkiem pandemii. Oczywiście jest to również konsekwencja rosyjskiej wojny w Ukrainie, która nakłoniła rządy do odgrywania ważniejszej roli w gospodarkach – tłumaczy w styczniowym wydaniu kwartalnika „Internationale Politik” Sabine Weyand, dyrektor generalna Komisji Europejskiej ds. handlu.

Dywidenda współpracy

Obawy związane z tym zwrotem ku protekcjonizmowi i interwencjonizmowi, widoczne w retoryce polityków, łatwo zrozumieć. – Integracja ekonomiczna przyczyniła się do wzrostu zamożności, poprawy zdrowia i wykształcenia miliardów ludzi. Od końca zimnej wojny wielkość światowej gospodarki potroiła się, a niemal 1,5 mld ludzi wyciągnięto ze skrajnego ubóstwa. Nie możemy roztrwonić tej dywidendy z pokoju i współpracy – mówiła w szwajcarskim kurorcie szefowa MFW.

Ekonomiści z tej instytucji, podsumowując liczne badania, oceniają, że na dłuższą metę fragmentacja światowej gospodarki kosztowałaby od 0,2 proc. globalnej produkcji w scenariuszu łagodnym do prawie 7 proc. w scenariuszu ostrym. Gdyby oprócz ograniczeń tradycyjnie rozumianej współpracy gospodarczej pojawiły się jeszcze bariery w rozprzestrzenianiu się wiedzy i technologii, ten koszt mógłby dojść do 12 proc. globalnej produkcji. Ogromne rozbieżności między tymi szacunkami wynikają m.in. z tego, że procesy dezintegracyjne mają nieprzewidywalną naturę. Nie jest jasne, jak na protekcjonistyczne działania jednego państwa zareagują jego partnerzy handlowi. Ani jak pogorszenie współpracy na jednej płaszczyźnie wpłynie na współpracę na innych płaszczyznach, w tym takich, które wymagają globalnej kooperacji, np. walka ze zmianami klimatu, potencjalnymi pandemiami lub konfliktami zbrojnymi.

Konsekwencją zmierzchu globalizacji byłaby prawdopodobnie także trwale wyższa inflacja. Fragmentacja gospodarki to bowiem nic innego jak rezygnacja z ogromnych korzyści skali, które wiążą się ze specjalizacją w ramach łańcuchów dostaw. Przykładowo, zwiększenie liczby państw wytwarzających zaawansowane mikroprocesory nie zwiększy samo w sobie popytu na nie, a zwielokrotni koszty ich produkcji. Szczególnie że w USA i innych rozwiniętych krajach, które chcą dążyć do reindustrializacji swoich gospodarek, aby uniezależnić się od dostaw niektórych produktów z Azji, mogą pojawić się problemy z zapełnieniem nowych miejsc pracy, co windowałoby płace. Badania (na przykład Bruce’a Blonigena z Uniwersytetu w Oregonie) pokazują, że szczególnie kłopotliwe może być przywracanie produkcji w branżach ze stosunkowo wczesnych ogniw łańcucha wartości dodanej, np. stali albo właśnie chipów. Jeśli idzie to w parze z ograniczeniami w imporcie tych produktów, podnosi koszty w branżach z późniejszych ogniw łańcucha dostaw, obniżając ich międzynarodową konkurencyjność.

Perspektywa utrwalenia się inflacji w związku z deglobalizacją może już teraz wpływać na decyzje banków centralnych i – w rezultacie – na koniunkturę. Mówił o tym niedawno w wywiadzie dla „Financial Times” Philip Lane, główny ekonomista EBC. Jak tłumaczył, niska presja na wzrost cen przed pandemią Covid-19 wynikała m.in. z postępującej integracji światowej gospodarki. EBC musi się liczyć z tym, że w następstwie pandemii i wojny w Ukrainie tego czynnika zabraknie, co przemawia za bardziej restrykcyjną polityką pieniężną już teraz.

Trend nie do zatrzymania

Na szczęście deglobalizacja jest na razie na ustach polityków, ale nie w danych. – Stosunek wartości globalnej wymiany handlowej do globalnej produkcji nieco od kryzysu finansowego zmalał, osłabły też przepływy kapitału, a dominacja amerykańskiej kultury jest w zaniku, z czego można wyciągać wniosek, że globalizacja osiągnęła szczyt w 2007 r. – powiedział w Davos znany historyk gospodarki Niall Ferguson. – Ale to tylko miraż.

Według niego pozory zmierzchu globalizacji mają związek z „supercyklem” surowcowym. Nie chodzi tylko o to, że od globalnego kryzysu finansowego wiele surowców potaniało, co siłą rzeczy zmniejszyło udział handlu nimi w globalnym PKB (popularny indeks surowcowy CRB w szczytowym punkcie z ub.r. był sporo niżej niż w 2008 r., podczas gdy nominalny PKB świata mocno wzrósł). Oprócz tego kraje, których głównym towarem eksportowym są surowce, miały ograniczone możliwości importu.

We wspomnianym artykule Dadush ocenia, że spadek obrotów handlowych państw surowcowych w relacji do ich PKB oraz „zwrot do wewnątrz” w Chinach wyjaśniają większość spadku stosunku wartości eksportu i importu do globalnego PKB po kryzysie finansowym sprzed 15 lat. Co może ważniejsze, ekonomista z Uniwersytetu w Maryland nie znalazł żadnych dowodów na to, że mniejsza niż przed 2008 r. intensywność wymiany międzynarodowej jest skutkiem protekcjonizmu.

„Pomimo wyrazistych przykładów działań protekcjonistycznych, handel towarami pozostaje zasadniczo wolny, być może jest nawet bardziej nieskrępowany niż przed globalnym kryzysem finansowym (…). W międzynarodowej wymianie usług bariery dla globalizacji są wysokie, ale nie wyższe niż dawniej. Handel usługami rośnie zresztą dzięki postępowi technologicznemu” – twierdzi ekonomista. Według niego nawet spadek wartości eksportu i importu w stosunku do PKB w Chinach nie był wynikiem świadomej polityki tamtejszych władz, tylko m.in. starzenia się ludności (wzrost kosztów pracy, zmniejszający konkurencyjność Chin) i dojrzewania chińskiej gospodarki, w której siłą rzeczy coraz większą rolę odgrywają usługi niepodlegające wymianie handlowej. Dadush zauważa też, że to dekady poprzedzające globalny kryzys finansowy były nadzwyczajne, jeśli chodzi o tempo integracji ekonomicznej. Wyhamowanie tego procesu po okresie hiperglobalizacji można uważać za powrót do normalności.

– Doniesienia o śmierci globalizacji są przedwczesne – powiedziała w przywoływanym już wywiadzie Sabine Weyand, podkreślając, że na świecie zawieranych jest wciąż wiele bilateralnych lub multilateralnych umów handlowych, choć może nie są one tak spektakularne jak TPP (Partnerstwo Transpacyficzne) i TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji), których fiasko uchodziło za kolejny dowód na to, że wchodzimy w epokę fragmentacji. Przykładowo, wszystkie strony TPP, z wyjątkiem USA, które pod rządami Trumpa wycofały się z tego układu, podpisały CPTPP. Unia Europejska w ub.r. zawarła z kolei umowę z Nową Zelandią, a obecnie prowadzi negocjacje m.in. z Meksykiem, Chile, Mercosurem (Brazylia, Argentyna, Urugwaj i Paragwaj) i Australią. Według Sabine Weyand, można więc mówić co najwyżej o pewnych zmianach w charakterze globalizacji. Nie ma chyba zresztą lepszego miejsca niż Europa, a w niej Polska, żeby się o tym przekonać. Bezprecedensowy napływ uchodźców z Ukrainy do krajów naszego regionu też jest jednym z aspektów globalizacji, która jest zjawiskiem wielowymiarowym. Podobnie zresztą jak nearshoring, który zmienia łańcuchy dostaw, ale nie zmienia ich międzynarodowego charakteru (według danych World Trade Monitor, wartość międzynarodowego handlu dobrami pośrednimi z pominięciem paliw, stanowiąca miarę zależności producentów od dostaw z zagranicy, w II kwartale 2022 r. była o 25 proc. wyższa niż w II kwartale 2019 r., co trudno wytłumaczyć jedynie inflacją).

To, że pojawiające się już od kilkunastu lat ostrzeżenia, że integracja ekonomiczna na świecie zawraca, jak dotąd nie znalazły potwierdzenia w faktach, nie daje oczywiście gwarancji, że tak będzie i tym razem. Ale wiele wskazuje na to, że globalizacja wykazuje pewną inercję, wewnętrzną dynamikę, której politycy nie są w stanie łatwo zatrzymać, nawet jeśli niektórzy mają takie intencje.

Gospodarka światowa
Brytyjskie obligacje i funt pod dużą presją
Gospodarka światowa
Produkcja przemysłowa w Niemczech wzrosła w listopadzie bardziej niż oczekiwano
Gospodarka światowa
USA. Cła poprzez stan nadzwyczajny?
Gospodarka światowa
Zamówienia mocno tąpnęły w fabrykach
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448408;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Amerykańscy kongresmeni mocno zarabiają na akcjach
Gospodarka światowa
Chiny rozszerzają program handlu konsumenckiego, aby ożywić wzrost gospodarczy