Bank Japonii prowadził politykę kontroli krzywej rentowności od 2016 r. Dotychczas pozwalał w ramach niej, by dochodowość japońskich obligacji dziesięcioletnich poruszała się w przedziale od minus 0,25 proc. do plus 0,25 proc. We wtorek ogłosił, że poszerza to pasmo wahań do 0,5 pkt proc. w obie strony. Po ogłoszeniu tego komunikatu rentowność japońskich dziesięciolatek skoczyła do 0,46 proc.
Giełda źle jednak przyjęła decyzję Banku Japonii. Nikkei 225, indeks giełdy tokijskiej, stracił podczas wtorkowej sesji 2,5 proc. Do tej przeceny doszło mimo wzrostu cen akcji japońskich instytucji finansowych. Papiery Mitsubishi UFJ Financial Group rosły o nawet 9,6 proc., a Sumitomo Mitsui Financial Group zyskiwały 7 proc. Jen umacniał się o 3 proc. wobec dolara. Za 1 USD płacono we wtorek rano 132,7 jenów, czyli najmniej od trzech miesięcy. Wstrząs był odczuwalny również na rynkach europejskich, ale w mniejszej skali. O ile większość indeksów giełdowych ze Starego Kontynentu zaczynała sesję od umiarkowanych spadków, o tyle po kilku godzinach część z nich wyszła na plus.
Jak dotąd Bank Japonii, kierowany od 2012 r. przez prezesa Haruhiko Kurodę, był uznawany za niewzruszony bastion ultraluźnej polityki pieniężnej, którą prowadził, pomimo że inflacja przebiła już dwuprocentowy cel. (W październiku sięgnęła 3,7 proc. i była najwyższa od 1991 r.) Czy więc jego wtorkową decyzję można uznać za początek zmiany strategii? Bank Japonii wyjaśnił, że zmiany w polityce kontroli krzywej rentowności mają na celu „poprawę funkcjonowania rynku obligacji” i że towarzyszyć im będzie kontynuowanie luźnej polityki pieniężnej. Utrzymał on też swoją główną stopę procentową na poziomie minus 0,1 proc. Zwiększył za to plan skupu obligacji na pierwszy kwartał do 9 bln jenów miesięcznie.
Czytaj więcej
Inflacja w będącej ostatnim bastionem stabilnych cen Japonii sięgnęła rekordu. Mimo słabości jena to może być jednak za mało, by BoJ zaostrzył politykę.